Hans Frank, jako generalny gubernator, stał na czele Generalnego Gubernatorstwa, ze stolicą w Krakowie, wykrojonego z ziem okupowanej RP, niewłączonych bezpośrednio do III Rzeszy i ZSRR. Odwoływali się do niego Polacy i Ukraińcy, Rosjanie i Żydzi, Niemcy i ci, którzy Niemcami chcieli zostać, profesorowie i analfabeci, zdesperowani i wyrachowani, ci, którym całkowicie załamał się stary świat, i ci, którzy wyczuli swój czas. Jednak niezależnie od nadawcy w listach odbija się skomplikowana rzeczywistość okupacji, powszechna na jej początku nadzieja, że będzie przypominać tę z poprzedniej wojny, z jakąś formą państwowości, marginesem swobód, respektem dla zasług i prawa. Osoba Hansa Franka zdawała się to gwarantować.
Z racji swojego zawodu był on przed wojną znany w Polsce przede wszystkim w środowisku prawników. Gościł tutaj w 1936 r., w następnym przyjmował w Berlinie polskiego ministra sprawiedliwości Witolda Grabowskiego, towarzysząc mu podczas audiencji u Hitlera. W grudniu 1937 r. zainicjował w Akademii Prawa Niemieckiego grupę roboczą ds. niemiecko-polskich stosunków prawnych, a w pierwszą rocznicę jej utworzenia na czele delegacji niemieckich jurystów odwiedził m.in. Warszawę.
Nic też dziwnego, że pierwszą (zapewne) osobą, która po wybuchu wojny próbowała wykorzystać znajomość z nim, był Roman Piotrowski, prawnik, profesor Uniwersytetu Warszawskiego i pracownik Ministerstwa Przemysłu i Handlu. Po 17 września znalazł się w Rumunii, skąd 4 października pisał do niemieckiego znajomego, radcy Luxenberga, wspominając spotkanie w grudniu 1938 r., odbyte – jak zaznaczał – „pod przewodnictwem Pańskiego szefa, Pana Ministra Rzeszy Dr. Franka, który teraz, jak donoszą gazety, został cywilnym generalnym gubernatorem Polski. Z tego też powodu obciążam szanownego Pana Doktora prośbą, której nikt lepiej od Pana nie spełni”.