O człowieku, który nie przynależał
„Wygnaniec. 21 scen z życia Zygmunta Baumana”. Fragment książki Artura Domosławskiego
Wiele lat po wygnaniu z Polski, w 2002 r., Zygmunt Bauman odbierał doktorat honoris causa Uniwersytetu Karola w Pradze. W trakcie przygotowań do ceremonii wypłynął niespodziewany problem: hymn którego kraju odegrać na cześć laureata? Tradycyjnie odgrywa się hymn państwa, z którego pochodzi wyróżniona osoba. W przypadku Baumana sprawa okazała się niejasna, niejednoznaczna i zawiła.
Od 30 lat mieszkał wówczas w Wielkiej Brytanii, miał brytyjskie obywatelstwo, ale – jak sam nieraz mawiał – nie czuł się Anglikiem, do bycia Anglikiem nie aspirował, dla kolegów wykładowców i studentów było zaś oczywiste, że jest obcokrajowcem, „a dokładnie Polakiem”.
Dlaczego zatem nie polski hymn? Wciąż czuł się Polakiem, mimo że trzy dekady wcześniej pozbawiono go polskiego obywatelstwa i uczyniły to oficjalnie ówczesne władze kraju. „Czy w takich okolicznościach polski hymn nie będzie uzurpacją?” – zastanawiał się.
Rozstrzygnięcie dylematu wymyśliła Janina: niech odegrają „Odę do radości”, hymn Europy. Wszak Zygmunt jest Europejczykiem, w Europie się urodził, mieszka i pracuje, a najważniejsze – czuje się Europejczykiem. „Co więcej – napisał później on sam – nie ma jak dotąd żadnego europejskiego urzędu paszportowego z prawem do wydawania – lub odmowy wydania – takiego dokumentu, zatem nie można zakwestionować naszych praw do uważania się za Europejczyków”.
Na cześć Baumana Czesi zagrali więc hymn Europy. Laureat uznał to za gest „włączający” i „wyłączający” zarazem. „Wybór ten usuwał z porządku dziennego tożsamość określaną w kategoriach narodowości, a więc tę właśnie tożsamość, której mi odmówiono”. Odmówiono mu tej tożsamości w Polsce, w Izraelu zaś, do którego wyjechał po wygnaniu z ojczyzny, sam odmówił identyfikacji z państwem narodowym.