Jedna katastrofa, dwie ekshumacje, trzy pogrzeby
Jedna tragedia, dwie ekshumacje, trzy pogrzeby. 80 lat po katastrofie w Gibraltarze
4 lipca 1943 r. Katastrofa. Ten dzień przypadał w niedzielę. Generał Władysław Sikorski, premier Rządu RP i Naczelny Wódz, wracał do Anglii po trudnej, ale pełnej sukcesów podróży na Środkowy i Bliski Wschód. Był zadowolony – szczególnie ze spotkań z polskimi żołnierzami i ich dowódcą gen. Władysławem Andersem. Po ponad 10-godzinnym locie z Kairu samolot z Sikorskim i towarzyszącymi mu osobami lądował po południu w Gibraltarze. Krótka msza w kaplicy pałacu gubernatora gen. Franka Noela Mason-MacFarlane’a, odpoczynek, a wieczorem uroczysta kolacja wydana przez gubernatora.
Ok. godz. 22 generał i reszta delegacji udali się na lotnisko, gdzie czekał samolot (wojskowy transportowy Liberator II LB-3OA) gotowy do ostatniego etapu podróży – do Londynu. Kilkanaście osób na pokładzie (w tym m.in. córka generała Zofia Leśniewska), mnóstwo bagaży, spory zamęt wywołany opóźnieniem odlotu. Był ciepły, jasny, prawie bezwietrzny wieczór. Generał był piekielnie zmęczony i marzył o odpoczynku. Natychmiast, jeszcze przed zamknięciem drzwi do samolotu, zdjął mundur i w samej bieliźnie wojskowej położył się na jedynej dostępnej kozetce. Nie przypiął się pasami. Samolot, pilotowany przez czeskiego lotnika Eduarda Prchala, powoli ruszył. Była godzina 23.05. Po kilkunastu sekundach oderwał się od pasa startowego, leciał nisko, powoli wznosząc się ponad falami cieśniny. Stojący na pasach lotniska odprowadzający oficjele z niepokojem obserwowali lot, który wydawał im się odmienny (zbyt wolno, zbyt nisko) od tych, które obserwowali wielokrotnie wcześniej.
Po kilkudziesięciu sekundach w odległości kilkuset metrów od skalistego brzegu samolot zapikował w dół i z wysokości kilkunastu metrów uderzył dziobem w fale morskie, następnie przewrócił się na grzbiet.