Bezużyteczne, ale niezbędne
Muzea: bezużyteczne, a niezbędne. Najnowsze skandale tylko to potwierdzają
Gdy policja francuska 14 października otrzymała ostrzeżenie o zagrożeniu atakiem terrorystycznym w Luwrze, władze zdecydowały o zamknięciu placówki. W tle był konflikt między Izraelem a Hamasem, a dzień wcześniej doszło w szkole w mieście Arras do zabójstwa nauczyciela przez islamistę z Czeczenii, więc z muzeum ewakuowano zwiedzających. Luwr stale jest na celowniku terrorystów, bo to czuły punkt Francji: największe, najsłynniejsze i najczęściej odwiedzane muzeum świata jest jej dumą, symbolem zachodniej cywilizacji. Prof. Krzysztof Pomian w wydanym właśnie po polsku drugim tomie monumentalnego dzieła „Muzeum. Historia światowa” poświęca dużo miejsca Luwrowi, który miał zasadniczy wpływ na zmianę idei muzealnictwa.
W pierwszym tomie (ukazał się w kwietniu) autor nakreślił genezę tej instytucji, która wyrosła ze skarbców monarchii sakralnych oraz z prywatnych kolekcji. Te ostatnie pojawiły się II w. p.n.e. w Rzymie, po czym znikły w II w. i odrodziły się w czternastowiecznych miastach północnowłoskich, w których bogacze – wzorem starożytnych – kolekcjonowali antyczne rzeźby, monety, inskrypcje. Zarówno prywatne kolekcje patrycjuszy z Florencji, Wenecji czy Genui, jak i zbiory pierwszego muzeum na Kapitolu (jego zalążkiem były antyczne rzeźby ofiarowane Rzymowi w 1471 r. przez papieża Sykstusa IV) oglądali nieliczni: arystokraci, ambasadorowie i artyści. Pomysł, by je udostępnić szerszej publiczności, narodził się w XVII w. we Florencji, której mieszkańcy raz do roku mogli podziwiać zgromadzoną w Uffizi kolekcję Medyceuszy. W XVIII w. muzea można było zwiedzać po daniu łapówki strażnikowi, bilety za wstęp pojawiły się w drezdeńskim Grünes Gewölbe (Zielone Sklepienie) za czasów króla Augusta Mocnego, wielkiego kolekcjonera. Bilety powoli wprowadzały inne placówki muzealne, ale nie otwarty 10 sierpnia 1793 r.