Wśród aktorów dramatu co najmniej czterech, prócz samego wieszcza Adama Mickiewicza, gra rolę pierwszego planu: Armand Levy, Sadyk Pasza, generał Zamoyski i wiarus-gawędziarz Służalski. Jest rok wojny, 1855.
Mickiewicz od dawna nie pisze już wierszy, ale żyje sprawą narodu, polityką, historią. Mieszka w Paryżu od wielu lat, ale Francja nie chce przyznać mu obywatelstwa. Jest tolerowany, ma posadę bibliotekarza Arsenału i znajomości w elicie, ale władza mu nie ufa. W końcu to polityczny uchodźca o radykalnych skłonnościach, jeden z tych, co na paryskim bruku agitują przeciwko imperialnym porządkom zaprowadzonym siłą po Wiośnie Ludów 1848 r.
57-letni Mickiewicz ma sześcioro dzieci (najmłodsze urodziło się w 1850 r.) i od marca jest wdowcem. Ci, co go widują, odnoszą wrażenie, że zgorzkniał. Jest zmęczony życiem. Inny wielki poeta, bezgraniczny wielbiciel Mickiewicza Jan Lechoń, który w sto lat i kilka miesięcy po śmierci wieszcza w Stambule rzuci się z okna hotelu na bruk nowojorski, napisał wiersz o zmęczonym mistrzu Adamie:
„Powróciwszy do domu od Sekwany strony,/Mickiewicz się rozebrał z splamionej czamary/I położył na łóżku. Nie był jeszcze stary./Lecz bardzo wiele cierpiał i był już zmęczony.
I oto ledwo zasnął, a w tej samej chwili/Zobaczył starą ławkę nad srebrnym jeziorem/I w sukni, którą miała pamiętnym wieczorem,/W lekkiej woni akacji spłynął cień Maryli.
Jej wargi wyszeptały: „Nasza miłość –/cmentarz,/Między nami jest morze rozlane ogromnie./I za dnia tylko bitwy i wodzów pamiętasz,/Lecz kiedy zamkniesz oczy, zawsze myślisz o mnie”.
Chyba to duch Maryli podszepnął ten wiersz Lechoniowi. Mickiewicz trzymał się raczej logiki dnia: śledził bieg wypadków politycznych w Europie. Marzył o wolnej Polsce i nie był pacyfistą.