Klasyki Polityki

Od Chopina do Wałęsy

W samolocie trzeba stale uważać.

Panie Passent, czy Pan nigdy nie lata samolotami? Pisze Pan te felietony i pisze, a o podróżach lotniczych ani słowem. I o piłce nożnej też pan nie pisze, a Real pod Wawelem pana nie wzrusza? Lubię, jak felieton zabiera nas samolotem w wielki świat, Beckham gra dołem, a my górą – co tydzień w inną podróż, nawet do Indii. Z Pana felietonów to taka prowincja i smuta, a my chcemy światowo i wesoło. Czego innego spodziewałam się po byłym, bądź co bądź, ambasadorze. Niech Pan się nie boi unieść w przestworza i zabrać nas ze sobą. Odwagi!”.

Droga Pani, tyle jest ciekawych tematów na felieton na ziemi, choćby „Radziwiłłowie wracają” albo „jak Rokita Giertycha do Goebbelsa porównał” – o każdym z nich można by pisać długo i smacznie, Polska to raj dla felietonistów, więc po co się unosić? Ale rozumiem i Pani tęsknotę, żeby wznieść się ponad to wszystko, a potem zanurzyć w mętnych wodach Gangesu albo snuć się refleksyjnie po zaułkach Hongkongu. Z przyjemnością zatem porwę Panią w wielki świat, zapraszam na pokład moich felietonów, ale – ostrzegam – nie jestem towarzyski ani refleksyjny, nie dane mi było siedzieć obok księcia Rainiera. Siedzę raczej w klasie turystycznej, wśród grzeszników, na ogół obok własnej żony, a i Polskie Linie Lotnicze LOT to nie Singapore Airlines, trudno w nich spotkać Umberto Eco lub innego godnego rozmówcę. Lepsze felietony lotnicze znajdzie Pani pod fotelem obok kamizelki ratunkowej. Mimo wszystko, dla podtrzymania tradycji, spróbuję. Przed czytaniem proszę zapiąć pasy, żeby nie spadła Pani ze śmiechu. Przy okazji rzucę od niechcenia kilka nazwisk, żeby czuła się Pani en vogue, czyli au courant. Za chwilę stewardesa zademonstruje Państwu, jak czytać latające felietony.

Wracałem niedawno Lotem do Warszawy po spotkaniu z Moniką Olejnik w Salonie „Polityki” w Sopocie.

Polityka 34.2004 (2466) z dnia 21.08.2004; Passent; s. 91
Reklama