W kwietniowe popołudnie 1943 r. Albert Hofmann, pracownik szwajcarskiej firmy farmaceutycznej Sandoz (dzisiejszy Novartis), wsiadł po pracy na rower i pojechał do domu. To, co wydarzyło się podczas przejażdżki i w ciągu kilku następnych godzin, badacz – który w styczniu tego roku świętował setne urodziny – pamięta do dziś: „Wszystko w polu widzenia falowało i było zniekształcone jak w krzywym zwierciadle”.
Najgorsze przyszło jednak później: „Zawładnął mną demon, który wziął w posiadanie moje ciało, umysł i duszę. Podskakiwałem i krzyczałem, próbując uwolnić się od niego, ale wkrótce tonąłem znów, leżąc bezradnie na sofie. Substancja, z którą chciałem poeksperymentować, zwyciężyła mnie” – wspomina w wydanej w latach 70. książce opatrzonej wiele mówiącym tytułem „LSD... moje trudne dziecko”. Depresyjne myśli przeszły później w barwne halucynacje. Rano, ku swojemu zaskoczeniu, obudził się w świetnej formie i czuł się jak nowo narodzony.
Pająki mają wizje
LSD (po niem.Lyserg-Säure-Diäthylamid), czyli dietyloamid kwasu lizergowego (inaczej lizergid), który wywołał takie efekty, Hofmann uzyskał już w 1938 r. eksperymentując na sporyszu, czyli przetrwalniku grzyba – buławinki – pasożytującego na kłosach zbóż i znanego z toksycznych właściwości. Przeprowadzone wówczas testy nie wykazały przydatności tej substancji w medycynie, ale pięć lat później Hofmann postanowił wrócić do badań i przeprowadzić eksperyment na samym sobie.
Dyrektor oddziału farmaceutycznego Sandoza, którego poinformował o wynikach swojego doświadczenia, nie mógł uwierzyć, że opisane skutki wywołała bardzo mała dawka LSD: 0,25 mg. Hofmann był przekonany, że ten, jak się właśnie okazało, psychoaktywny związek wywoła rewolucję w neurologii i psychiatrii.