Nie chcemy wojny, chcemy prawdy, panie premierze, potrzeba nam prawdy. Apelujemy do pana premiera o prawdę, całą prawdę i tylko prawdę – wzywała posłanka Beata Kempa z PiS, komisyjna weteranka, uzasadniając wniosek o powołanie nowej komisji.
Gdyby poprawnie i logicznie wnioskować na podstawie dyskusji, jaka odbyła się nad trzema projektami uchwał o powołaniu nowej komisji, to wcale nie trzeba by jej powoływać. Dla wnioskodawców wszystko jest przecież jasne. Ława oskarżonych została już skompletowana, zakres afery (Rywin do 10 potęgi) ustalony i wnioski gotowe.
Brakuje tylko jednego elementu – atrakcyjnego medialnie widowiska. Ma nim być konfrontacja Donald Tusk–Mariusz Kamiński. Bez tej konfrontacji praca komisji będzie komedią – orzekł z góry sam prezes Kaczyński. Można więc śmiało powołać komisję hazardową do tej jednej czynności. Będzie oszczędnie, atrakcyjnie i zgodnie z konstytucją – zakres prac zostanie wyjątkowo ściśle określony, czyli wreszcie wypełnione zostaną zalecenia Trybunału Konstytucyjnego. A że nie będzie to do końca zgodne z prawdą, bo rozmowy Tusk–Kamiński w cztery oczy nie było? Był przy niej jeszcze minister Jacek Cichocki. Cichocki się jednak najwyraźniej jako świadek nie liczy. Nie jest bezstronny. To też już orzeczono w ramach ustalania prawdy.
Osiem razy klapa
Prawda jest tylko jedna i prawda zawsze leży tam, gdzie leży – takim bon motem popisał się Sebastian Karpiniuk z PO w trakcie tej samej dyskusji, czym zdecydowanie pokonał Beatę Kempę w liczbie cytowań (komisje to przecież pojedynki, kto bardziej błyśnie). Wzbudził wesołość na sali. Być może słusznie, powinien był przecież powiedzieć, że prawda leży tam, gdzie w trakcie prac komisji poległa.