Szczegółówej analizy politycznej obu pretendentów dokonała na swym blogu Janina Paradowska:
Komorowski wydaje się kandydatem naturalnym z wielu powodów. Jeżeli prezydentura ma być zwieńczeniem politycznej kariery, to przypadek Komorowskiego jest wręcz modelowy. Członek wielu gabinetów, od rządu Tadeusza Mazowieckiego poczynając, minister obrony, marszałek Sejmu - czyli druga osoba w państwie - a więc stąd do prezydenckiego pałacu już tylko krok.
Im dłużej przyglądam się jednak obu kandydatom, tym bardziej zastanawiam się, czy jednak Sikorski jest rzeczywiście bez szans? Odkładam przy tym na bok spekulacje, komu Tusk bardziej ufa (że nie stanie się dla niego konkurencją), kto ma mniejsze zaplecze w PO (bo im mniejsze tym dla Tuska lepiej). Podejmując decyzję o nie kandydowaniu, premier zburzył wiele schematów, które na dobre zagnieździły się w głowach komentatorów. Zwłaszcza zaś ten, że dba wyłącznie o swoją karierę i wygodę. Dziś Tuskowi musi zależeć na jednym: aby jego kandydat pokonał Lecha Kaczyńskiego. Tylko to może umożliwić mu przeprowadzenie całego planu politycznego, który przedstawił.
Patrząc z tego punktu widzenia można oczywiście zakrzyknąć, że tylko Komorowski, bo Sikorski wprawdzie popularny, ale trochę narwany, za młody, politycznie nie do końca jeszcze dojrzały i w Platformie jest od niedawna. Wprawdzie Komorowski do założycieli PO też nie należał. Przyszedł, nie bez wahań, wraz z SKL Jana Rokity. Ale wydaje się, że jest od zawsze. Jest stateczny, choć potrafi być bojowy. Zwłaszcza w potyczkach z PiS nie odpuszczał, ale to jednak nie on chciał “dorzynać pisowskie watahy”, które to powiedzenie do dziś tak braci Kaczyńskich boli.