Wydarzenia, do których doszło podczas sesji rady miejskiej w święto Trzech Króli 2010 r., łódzcy samorządowcy zapamiętają na długo. Marek Żydowicz, dyrektor festiwalu operatorskiego Camerimage, wykrzykiwał z mównicy: „Chcecie mnie wygnać z tego miasta? Nie uda się! Jesteście śmieszni. Zapewniam, że zabiorę wtedy wszystko, łącznie z Davidem Lynchem. Będę tu stał i tak długo przemawiał, dopóki będę miał pomysł, co mówić. Będę tu nocował i pisał petycje do waszych partyjnych przełożonych i autorytetów...”.
Tym razem poszło o budowę Centrum Festiwalowo-Kongresowego Camerimage Łódź Center, w którym, według planów Żydowicza, miałby w przyszłości odbywać się festiwal.
Trójkąt wychowawczy
– Dla mnie konfrontacja ze światem to rzecz naturalna. Już jako dziecko zetknąłem się z życiem na krawędzi tego, co ludzie nazywają normalnym i nienormalnym – mówi Żydowicz. Urodził się w Świeciu nad Wisłą. Gdy był w szkole podstawowej jego ojciec, lekarz w przychodni przeciwgruźliczej, sam zapadł na tę chorobę. Matka krążąc między sanatorium a własną pracą nie miała dla chłopca wiele czasu. – Moje życie toczyło się w trójkącie wychowawczym: między szpitalem psychiatrycznym, zakładem poprawczym a kościołem. W środku tego trójkąta był nasz dom – wspomina. Bez problemu wchodził na teren szpitala, gdzie pielęgniarką była jego ciotka: obserwował psychicznie chorych, rozmawiał z nimi, fotografował ich, rysował. Od chłopaków z poprawczaka uczył się grypsery, tajemnym przejściem zanosił im to, czego potrzebowali.