To wielkie wydarzenie symboliczne dla Kościoła i wiernych, a także dla tej części społeczeństwa, która solidaryzowała się z Solidarnością, kiedy była ona zepchnięta do podziemia. Po wprowadzeniu stanu wojennego takich księży jak Popiełuszko nie było wielu. Tym bardziej, że prymas Józef Glemp ich otwarcie pro-solidarnościowego zaangażowania nie popierał, za co po latach, już w wolnej Polsce, przeprosił.
Fascynacja polskim męczennikiem wykroczyła poza Watykan. O Popiełuszce kręcono na Zachodzie filmy fabularne i dokumenty; w połowie lat 80 młody muzyk muzułmanin Muslimgauze nagrał utwór ,,Homily to Popieluszko’’, być może widział w nim męczennika za wiarę w stylu dżihadu. Byłby to trop fałszywy, bo Popiełuszko żadnej formy przemocy nie propagował. Wzywał, by na zło odpowiadać dobrem.
Co mogło w tragedii księdza fascynować, to także to, że zdarzyła się ona w sercu Europy, a nie gdzieś na antypodach, i pod koniec XX wieku, a nie w dawnych czasach wojen i prześladowań religijnych, i że przyjęła tak barbarzyńską formę. Wielu ludziom zbrodnia otwarła oczy na politykę realnego socjalizmu wobec obywatelskiego nieposłuszeństwa. W bloku radzieckim można było z rozkazu władzy zabić człowieka arbitralnie uznanego za buntowszczyka.
Kult Popiełuszki szerzył się w Polsce bez czekania na dekret beatyfikacyjny. Po 26 latach zdobywa sankcję Kościoła instytucjonalnego. Sprawiedliwie. Ale równie ważnie jest to, by 6 czerwca wymiar kościelno-religijny udało się spleść z wymiarem obywatelskim, tak aby Błogosławiony nie został zawłaszczony przez tę czy inną grupę bieżących interesów polityczno-wyborczych.