Janina Paradowska: – Dotychczas powtarzał pan, że jest politykiem spełnionym. Mimo to naprawdę chce pan być kandydatem Platformy Obywatelskiej na prezydenta?
Bronisław Komorowski: – Czuję się politykiem spełnionym, bo każdemu uczestnikowi naszego życia publicznego życzyłbym tak harmonijnej drogi politycznego rozwoju, dającej tyle satysfakcji, ile ja mam dzisiaj. Dwa razy – w rządach Tadeusza Mazowieckiego i Jerzego Buzka – miałem poczucie uczestnictwa w procesie wielkiej zmiany ustrojowej. Dziś mówię: chcę kandydować, bo rysuje się szansa na realizację trzeciego wielkiego planu modernizacji Polski.
Rodzina już się zgodziła? Tu ponoć było najostrzejsze weto.
Od zawsze zachowuję autonomię w moich decyzjach politycznych.10 września 1989 r., gdy w ramach zespołu Aleksandra Halla rozpoczynałem pracę w gabinecie Tadeusza Mazowieckiego, urodziła się nasza najmłodsza córka. Były to okoliczności, w których trudno było przekonywać żonę, że to najlepszy moment na rozpoczynanie kariery politycznej. A jednak się stało. Żona, czy szerzej rzec ujmując rodzina, zawsze występowała w roli zbiorowej instytucji pilnującej, aby nadmiar wody sodowej nie uderzył mi do głowy. Lubią ściągać mnie na ziemię.
Platforma nie powinna się spieszyć z ostatecznym wskazywaniem kandydata?
Na ile może się spieszyć, reguluje statut, ale i przewlekać decyzji nie powinna. Takie sprawy nie mogą być wynikiem ustaleń wąskiego kierownictwa. Muszą być przedmiotem wewnętrznej debaty, tym bardziej że przecież mamy w PO kampanię poprzedzającą majowy zjazd partii. Lepiej, aby kandydat wyłonił się w wyniku szerokiej akceptacji członków PO. Może wtedy liczyć na większe zaangażowanie partii w kampanię.