Pojawiła się przy tym klasyczna metoda PiS: są takie sondaże, żadnych szczegółów nie podamy, Platforma też zna te badania, niech się przyzna.
Pamiętacie państwo? Jest coś na Sikorskiego i my wiemy co, ale premier Tusk też o tym wie, niech on o tym powie. Inne sprawy, to samo pokrętne myślenie; obserwując jego objawy nie da się PiS pomylić z żadnym innym ugrupowaniem na dowolnym kontynencie. Można przypuszczać, że ten specyficzny kod jest tak przyswojony, że używany nieświadomie, ponieważ inaczej śmieszyłby samych polityków PiS.
Przypomnijmy, że wedle wszystkich największych pracowni badań różnica w notowaniach pomiędzy Platformą a PiS jest rzędu dwudziestu kilku punktów procentowych. Wśród tych demoskopijnych firm jest i ta, która z dokładnością niemal do pół procenta przewidziała wyniki wyborów w 2007 r., przed którymi PiS też miał rzekomo własne, jeszcze prawdziwsze od prawdziwych, sondaże.
Dla PiS widzialny świat jest wyraźnie za mały, a przy tym nieprzyjazny. Dlatego partia ta ma własną, alternatywną rzeczywistość, w której wygrywa wybory, w której jej prezydent jest szanowany i ceniony w skali globalnej, a obywatele na słowo PiS wzruszeni biją brawo. Ale politycy tego ugrupowania nie powiedzą, gdzie jest ten świat. Niech Platforma powie.