Przygotowana przez PO nowelizacja przewiduje całkowitą zmianę sposobu powoływania prezesa IPN. Obecnie wybiera go 11-osobowe kolegium, które jest organem doradczym, sprawującym jedynie ogólny nadzór nad pracami Instytutu. W obecnym składzie stanowi dość osobliwe gremium.
Wydawałoby się, że powinni w nim zasiadać wyłącznie eksperci od spraw, którymi zajmuje się Instytut, a więc historycy specjalizujący się w najnowszych dziejach Polski oraz prawnicy zajmujący się problemem zbrodni hitlerowskich i komunistycznych. Tak jednak nie jest. W składzie kolegium jest zarówno socjolog wsi Barbara Fedyszak - Radziejowska, były prezes TVP i polonista Andrzej Urbański, jak i inżynier elektronik Andrzej Gwiazda. Jest też historyk - bibliotekarz Jacek Niemir oraz badacz dziejów Bochni i Wieliczki Teofil Wojciechowski. I ani jednego prawnika.
Ale niewystarczające kompetencje członków kolegium to nie wszystko. Problemem jest jego silne upolitycznienie i to ze znaczącym przechyłem w jedną stronę. Aż sześć osób zasiadających w tym gremium było rekomendowanych przez parlamentarzystów PiS lub prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ich siedmioletnia kadencja upływa dopiero w 2014 roku, do tego czasu są praktycznie nieodwoływalni.
Dlatego jedynie likwidując kolegium, które będzie się teraz nazywać radą - a tym samym skracając jego kadencję – PO mogła dokonać w nim zmian.
Odpolitycznić!
Nowelizacja ma skończyć z dotychczasową praktyką zgłaszania kandydatów do kolegium przez polityków. Takie prawo otrzymają instytuty historii uczelni wyższych (które mogą nadawać stopnie doktora habilitowanego), trzy instytuty PAN (Historii, Historii Nauki Polskiej oraz Studiów Politycznych), a także Krajowa Rada Sądownictwa i Krajowa Rada Prokuratury.