Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Oszustwem lub siłą

Co wiemy o handlu ludźmi

Jeszcze w pod koniec lat 90. hasło handel ludźmi wzbudzało wśród Polaków szczere zdumienie. Proceder kojarzono z odległą epoką niewolnictwa, ale z pewnością nie ze współczesnością, a już na pewno nie z polską współczesnością.

O sprzedaży młodych kobiet do prostytucji, dzieci do żebractwa, zdrowych i silnych mężczyzn czy kobiet do niewolniczej pracy mówiło się niewiele, a każda informacja spotykała się z niedowierzaniem lub skwitowaniem: sama chciała. Ale z każdym miesiącem docierało więcej faktów, sprzedaży do niewolniczej pracy doświadczali często ludzie z sąsiedztwa i już nie można było zamykać oczu, udawać, że problem nie dotyczy Polski.

Najświeższe badanie „Społeczna świadomość zagrożeń związanych z handlem ludźmi i podejmowaniem pracy za granicą”, jakie przeprowadził i ogłosił dziś TNS OBOP w ramach projektu Ambasady Brytyjskiej w Polsce, realizowanego wspólnie z MSWiA, fundacjami La Strada, Dzieci Niczyje oraz Międzynarodowa Organizacją ds. Migracji pokazuje, że choć wiemy na ten temat więcej, to owa wiedza nie przekłada się na zachowania.

Polacy rozumieją wprawdzie, że handel ludźmi to szeroko pojęta prostytucja, także wywożenie kobiet do domów publicznych i zmuszanie do czynności seksualnych. Ale rzadziej, że jest to zmuszanie do pracy, do żebrania czy do popełniania przestępstw. Co jedenasty Polak zna osobiście przypadek osoby, która zwabiona ofertą atrakcyjnej pracy była za granicą zmuszana do pracy za darmo lub za zaniżone wynagrodzenie. 75 proc. badanych słyszało o sytuacjach zmuszania do prostytucji osób zwabionych oferta atrakcyjnej pracy. Dziś zdaniem większości Polaków (84 proc.) takie osoby są ofiarami i należy im pomóc. Tylko 11 proc. badanych uznaje, że powinny sobie radzić same, bo był to ich dobrowolny wybór. Większość badanych Polaków (65 proc.) uważa, że przypadki handlu ludźmi są tak samo częste w Polsce jak za granicą i że Polacy padają jego ofiarą w kraju i poza nim.

Reklama