Choć oficjalnie przedstawiciele władz PO bagatelizują sprawę podkreślając, że prawybory zakończyły się sukcesem, reakcja na niespełna 48-procentowy udział działaczy w prawyborach była natychmiastowa. Szefowie regionów otrzymali polecenie: muszą się rozliczyć przed zarządem partii. Na przesłanie szczegółowych raportów o frekwencji dostali ledwie kilka dni.
Do widzenia za bojkot
Ostry kurs zamierzają przyjąć władze podkarpackiej PO, gdzie frekwencja wyniosła zaledwie 36 proc. (na blisko dwa i pół tysiąca członków zagłosowało ośmiuset sześćdziesięciu). Szefostwo regionu już zapowiedziało, że zorganizuje spotkania z przewodniczącymi kół, na których ci ostatni będą się tłumaczyć z aktywności swoich działaczy. A szefowa podkarpackiej PO, europosłanka Elżbieta Łukacijewska mówi twardo, że ci, którzy nie wzięli udziału w prawyborczym głosowaniu, mogą pożegnać się z partią. - Skoro tak ważne wydarzenie partyjne, jak wybór kandydata na prezydenta ich nie interesuje, to lepiej niech zostaną tylko sympatykami Platformy – mówi Łukacijewska.
Spotkania z szeregowymi działaczami, na których ci mają się tłumaczyć z absencji, planuje także lubuska i świętokrzyska PO (frekwencja odpowiednio 35 i 39 procent). - Konsekwencji nie będziemy wyciągać, bo przynależność do partii jest dobrowolna i udział w prawyborach również. Będziemy jednak rozmawiać o odpowiedzialności, bo przecież także w tego typu głosowaniach każdy głos jest ważny – podkreśla posłanka Bożenna Bukiewicz, przewodnicząca Platformy w Lubuskiem. – Przed wyborami samorządowymi musimy uzdrowić sytuację – dodaje szefowa regionu świętokrzyskiego, posłanka Marzena Okła-Drewnowicz.
Ma jednak przed soba trudne zadanie. Struktury Platformy w tym regionie mocno nadwyrężył wewnętrzny konflikt między zwolennikami i przeciwnikami poprzedniego przewodniczącego, senatora Michała Okły.