Konstatacja ta jest poparta wynikami odpowiednich sondaży i podpisana przez liczącą się i cieszącą autorytetem na rynku badawczym firmę, jaką jest CBOS. Z tego jasno wynika, że nie mam ani powodu ani prawa wątpić w wartość przeprowadzonych przez CBOS ankiet. Z drugiej jednak strony, właśnie w kwietniu wydarzyła się tragiczna katastrofa lotnicza, w której poza parą prezydencką zginęły 94 osoby, w tym większość z nich pełniąca w kraju istotne funkcje polityczne lub (i) rządowe. Żałoba narodowa trwała przez tydzień, a dla wielu osób nie skończyła się do dziś.
W tej sytuacji, ogłoszenie informacji o poprawie samopoczucia Polaków właśnie w kwietniu może się wydawać nawet narodową aberracją. Wyobraźmy sobie bowiem, że informacja ta przedostaje się do mediów zagranicznych. Jak to, zapyta nie bez racji jeden z drugim żurnalista poprawił się nastrój, skoro przez cały tydzień nadawaliśmy z Polski wyłącznie dramatyczne relacje? Jak się poprawiło, skoro na logikę powinno się pogorszyć?
Najbardziej wyrafinowani komentatorzy gubiliby się zapewne w trudno identyfikowalnych domysłach. Być może dlatego, że nie są świadomi pewnej cechy narodowej Polaków, stanowiącej próbę odpowiedzi na pytanie, jak to się polepszyło, skoro obiektywnie się pogorszyło? Stara reguła, że im gorzej, tym lepiej, w której jesteśmy ćwiczeni od mniej więcej XVI wieku, sprawdza się w trudnych historycznie warunkach. Kiedy jako społeczeństwo osiągamy psychiczne dno, wtedy właśnie umiemy się sprężyć i pozbierać. Wtedy życie zaczyna nam się podobać. Znacznie gorzej idzie nam z sukcesami. I być może z tego powodu historia nas nie oszczędza.