28 maja 1993 r. upadł rząd Hanny Suchockiej. Wotum nieufności przeszło w Sejmie dzięki głosom posłów Solidarności oraz niezdyscyplinowaniu ultraprawicowego Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, wchodzącego w skład koalicji rządowej. Było to o tyle dziwne, że niecały rok wcześniej oba te ugrupowania tenże rząd powołały.
„W cztery miesiące później na sali sejmowej siedziało 171 posłów SLD, nie było ani jednego posła z ZChN, którego członkini przypieczętowała wotum nieufności, nie było też ani jednego posła z NSZZ Solidarność, który o obalenie rządu wystąpił” – tak kończy swoją opowieść o „Solidarności u władzy” Waldemar Kuczyński. Wydany właśnie dziennik ówczesnego polityka jest kopalnią wiadomości o zdarzeniach, które do zejścia Solidarności ze sceny doprowadziły.
Ta książka nie jest syntezą i raczej przytłacza szczegółami. Jest relacją bardzo subiektywną, czego autor nie ukrywa. Przedstawia drobiazgowe opisy zdarzeń z perspektywy Unii Demokratycznej, najczęściej z perspektywy zausznika Tadeusza Mazowieckiego, jak się ochrzcił Kuczyński z powodu politycznej bliskości i codziennej współpracy.
Nie jest to dziennik całego czterolecia Solidarności, jakby sugerował podtytuł (bardziej szczegółowo pierwsze dwa lata Kuczyński opisał wcześniej w „Zwierzeniach zausznika”). Detalicznie zapisany został tu 1992 r. (kluczowy dla mitologii IV RP) – i to jest najciekawsze w całej książce: negocjacje nad poszerzeniem koalicji wspierającej rząd Jana Olszewskiego, a potem, gdy się to nie powiodło, rozmowy nad utworzeniem gabinetu Hanny Suchockiej. Autor był wtedy bardzo blisko centrum wydarzeń.