Samotnik polityczny, straszny uparciuch, a też miłośnik i mieszkaniec puszczy w Białostockiem. Cimoszewicz także umie ugryźć. Właśnie zadeklarował, że już w pierwszej rundzie wyborów prezydenckich odda swój głos na Bronisława Komorowskiego. Ta deklaracja jest mocnym znakiem politycznym, zwłaszcza że przez wiele miesięcy przełomu 2009 roku Cimoszewicz był notowany we wszystkich rankingach prezydenckich na wysokich pozycjach, a też zachęcany przez przyjaciół i różne środowiska polityczne do wyjścia na ring wyborczy. Nie wiadomo jaki dzisiaj jest realny rezonans społeczny, czyli wyborczy słów Cimoszewicza, ale na pewno niemały i na pewno dokuczliwy dla dwóch zwłaszcza kandydatów - Jarosława Kaczyńskiego i dla Grzegorza Napieralskiego.
Włodzimierz Cimoszewicz aktem poparcia dla Komorowskiego niejako powrócił do swojej starej już maksymy, że dzisiaj najważniejszym celem jest zatrzymanie recydywy IV RP. Mówił przecież jeszcze przed 10 kwietnia, że tylko w przypadku zagrożenia reelekcją prezydenta Lecha Kaczyńskiego byłby gotowy poważnie rozważać włączenie się w walkę prezydencką. Tamtą prezydenturę oceniał bardzo negatywnie, a już zwłaszcza ideologię i praktykę IV RP, której promotorem było Prawo i Sprawiedliwość, a zwłaszcza jego prezes. Teraz, gdy prezes przejął, jak słyszymy, dziedzictwo swojego brata, co w istocie jest po prostu przyznaniem się do autorstwa tego dziedzictwa, IV RP znowu puka do bram władzy.
Jak można zrozumieć Cimoszewicza każdy polityk, który te drzwi zatrzaśnie przed Jarosławem Kaczyńskim warty jest poparcia. Realnie szanse na to ma wyłącznie Bronisław Komorowski.
Ta przesłanka jest najważniejsza. Ale jest jeszcze jedna, czyli to, co niesie ze sobą Grzegorz Napieralski, pozornie najbliższy Cimoszewiczowi ideowo i historycznie polityk.