Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Szybkie picie skraca życie

Piwny obciach na festiwalu Sonisphere

Picie piwa to domena metalowców. Tworzenie prawa to nierzadko domena zakutych łbów.

Polski ustawodawca w dziedzinie imprez masowych przewidział, że pić trzeba szybko, nie należy łączyć tego z innymi działaniami (czyli w czasie picia piwa koncentrować się trzeba na piciu), a przede wszystkim – należy pić na ściśle ogrodzonym terenie, żeby w każdej sekundzie picia zdawać sobie sprawę, że takie picie może się skończyć w kiciu.

Jak to wygląda w praktyce, przekonało się dziesiątki tysięcy fanów na zakończonym wczoraj festiwalu Sonisphere. W środowe popołudnie pod gołym niebem na warszawskim Bemowie odbył się historyczny heavymetalowy piknik. Grała amerykańska „wielka czwórka”, czyli Metallica, Slayer, Anthrax i Megadeth – po raz pierwszy na jednej scenie. Ich wielbiciele – ludzie o rosnącej średniej wieku, jak słusznie zauważyły media przed koncertem – jak zwykle nie mogli pić piwa, jednocześnie oglądając koncert. Czas picia musieli spędzić w jednej z zatłoczonych, ogrodzonych klatek, zwanych eufemistycznie strefami piwnymi.

Ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych – zarówno tych sportowych, jak i tych artystyczno-rozrywkowych – zabrania wchodzenia z alkoholem na miejsce, które prawnicy opisują jako „teren imprezy”. W związku z czym największe siły ochrony pilnowały tego, by ktoś czasem nie wyniósł ze sobą piwa z terenu ogrodzonego na teren koncertu zaraz obok. Słowem: by spiesząc się na kolejny występ duszkiem dopił je na miejscu. Takie zwyczaje zadziwiły skrajnie tysiące zagranicznych gości, którzy wczoraj przyjechali z całej Europy, aby zobaczyć historyczny występ.

Powyższy przepis dotyczy jednak w praktyce wszystkich imprez muzycznych na wolnym powietrzu, na które przychodzi powyżej tysiąca osób. Uderza nie tylko w Sonisphere – także w Open’era, Audioriver, Off i inne letnie festiwale. I chociaż coraz częściej mówi się o liberalizacji przepisów regulujących picie piwa na meczach, to o koncertach, klasyfikowanych jako imprezy masowe artystyczno-rozrywkowe, wspomina się rzadko. Posłowie dość łatwo przyznają się do sympatii piłkarskich, do sympatii muzycznych – rzadziej. A już na pewno nie do sympatii skrajnych, metalowych, ba, szatańskich. Szatańskich, bo tylko szatan mógł sprawić, że Polska będzie 16 czerwca pępkiem świata w dziedzinie hałaśliwej muzyki rockowej. I przyciągnie fanów z całej Europy.

Jest i ukryte znaczenie tej wojny o piwo. Biorąc pod uwagę to, że (w trakcie pracy nad ustawą) przeciwko piciu lekkich napojów alkoholowych na imprezach masowych szczególnie mocno protestował Zespół Apostolstwa Trzeźwości przy Konferencji Episkopatu Polski, oraz charakter wykonawców, można sądzić, że była to po prostu ukryta forma wojny z szatanem.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną