Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Nie gratuluję zwycięstwa

Zadanie dla PO: wyciągnijcie wnioski

PO zwycięsko przechodzi do następnej rundy politycznych rozgrywek, ale styl tej wygranej zapowiada raczej kolejną klęskę niż mistrzostwo. Tusk, jako selekcjoner, powinien teraz wymienić część ekipy, narzucić jakąś myśl taktyczną, organizację na boisku, a głównie pobudzić wolę walki.

Wciąż nie rozumiem, dlaczego kilkanaście milionów Polaków dobrowolnie zrezygnowało z takich emocji, jakich dostarczyły zakończone wybory prezydenckie? W kategoriach widowiska to był prawdziwy thriller. Miał rację prezydent-elekt, mówiąc tuż po sondażowym zwycięstwie o sukcesie polskiej demokracji: 55 proc. uprawnionych do głosowania, mimo rozpoczętych już wakacji, stoczyło między sobą zażarty bój o zwycięstwo.

Przykłady mobilizacji, po obu stronach, były doprawdy budujące: setki tysięcy ludzi najpierw stały w kolejkach po karty uprawniające do głosowania poza własnym obwodem, a potem w kolejkach przed wakacyjnymi punktami wyborczymi. Ludzie wymieniali się esemesami, mailami, telefonami, w wieczór wyborczy odbywały się niezliczone imprezy towarzysko-polityczne. To był prawdziwy triumf Polski obywatelskiej, może niekiedy nawet zbyt rozgrzanej walką. Imponujący finał marnej – zwłaszcza w wykonaniu PO – dziesięciotygodniowej kampanii.

Wyborcy Platformy zostali wystawieni na ciężką próbę. Piszemy o tym obszerniej w naszych pierwszych powyborczych analizach. Oczywiście, w tych wyborach niemal wszystkie okoliczności realne (wielkie powodzie, europejski kryzys finansowy), ale także emocjonalne i symboliczne, jakby sprzysięgły się przeciwko PO. Rządząca ekipa i jej prezydencki kandydat mieli też przeciwko sobie dwa największe narzędzia wpływu na opinie wyborców: telewizję publiczną, a przede wszystkim Kościół katolicki. Tego w takim natężeniu nie było już w Polsce od kilkunastu lat. Wydaje się, że sprawa stosunków między państwem a Kościołem, niby już ułożona i przyklepana prawem, wymaga po tych wyborach ponownego namysłu – i to po obu stronach. Zwycięstwo w takich okolicznościach można uznać prawie za triumf. Mam jednak nadzieję, że w obozie prezydenta-elekta nie ma takiego nastroju.

Polityka 28.2010 (2764) z dnia 10.07.2010; s. 10
Oryginalny tytuł tekstu: "Nie gratuluję zwycięstwa"
Reklama