Już dziś wiadomo, że nie była to żadna katastrofa, tylko... Tu jest kilka wersji, ale wyliczać ich nie będę. Uważam natomiast, że godna uwagi jest prasowa informacja – Amerykanie mają nagranie rozmów z telefonu satelitarnego, używanego w samolocie przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. W gazecie czytam, że nie zostanie ono ujawnione i tak myślę, że to może dobrze. Bo teraz nie wiadomo, co będzie służyło prawdzie w tej tragicznej sprawie. Obrasta ona polityką jak dąb gęstym bluszczem. Pisząc słowo „bluszcz” chciałem napisać „plotki”.
Szukając informacji o tym, czego jeszcze nie wiem, znalazłem zbierane od półtora miesiąca wiadomości o bobrach. Było o nich głośno w maju, że kopią nory w wałach przeciwpowodziowych i minister Jerzy Miller wydał pozwolenie na odstrzał tych niewinnych stworzeń. U bobrów był wtedy czas wychowywania młodych, ale czy Polskę miała zalać woda dlatego, że bobry mają dzieci? Polska przecież jest najważniejsza i zanim ogłosił to prezes PiS, szef MSWiA już to wiedział. Wiedział, że cierpliwość Polaków się wyczerpała i jeśli bobry zrobiły nam z wałów ser szwajcarski, to my zrobimy ser szwajcarski z bobrów. Nasi dzielni karabinierzy dubeltowi wyruszyli z okrzykiem „darz bór” na pomoc ojczyźnie. Śmiało walili w dzikie bestie żywiące się korą z gałązek brzozy. Wygrali, bo przecież w tym roku trzeciej powodzi w III RP nie było. Żyję nad jeziorem wśród bobrów od 35 lat i wiem, że to człowiek – samorządowcy, politycy i sam czort wie, kto jeszcze – jest winien lenistwa i zaniedbania. Ale jak przyjemnie jest znaleźć wroga, by nic nie robiąc uspokoić sumienie.