"Ktoś podaje się do dymisji [w tym przypadku płk Dariusz Zawadka - przyp. red.], natychmiast odzywają się byli dowódcy zapełniający z nadzwyczajnym zapałem loże komentatorskie wszystkich stacji radiowych i telewizyjnych (to już prawdziwe komando komentatorów), przy czym okazuje się, że wszyscy są ze sobą maksymalnie skłóceni."
Sięgamy więc do granic absurdu - uważa publicystka "Polityki". "Niezadowolenie dowódcy z potencjalnego przełożonego staje się przedmiotem ogólnonarodowej debaty". Szkoda, że mimo wieloletnich awantur o GROM i wybuchających z zadziwiającą regularnością afer, jakoś nikt nie uderzył pięścią w stół i nie zrobił z tym porządku. Pobłażliwość ta doprowadziła do takiej sytuacji, że mamy teraz do czynienia - zdaniem Janiny Paradowskiej - z GROM-em jako państwem w państwie, rządzącym się swoimi prawami, posiadającym własne media i licznych akolitów (w tym polityków).
O co tu chodzi? Ano o to, że byli dowódcy, jako ludzie z misją ratowania wojska jako takiego, a GROM-u w szczególności, uważają, że ta jednostka to najważniejsza polska sprawa. I jako taka będzie nam dostarczała jeszcze wielu emocji. Także za sprawą licznych dziennikarzy - nagle jakichś "specjalistów" od wojska, którzy by nie przeżyli, gdyby nie wtrącili swoich trzech groszy. Ci zawsze mają swoje "źródła", a atmosferę podgrzewać muszą, bo sezon ogórkowy przecież w pełni.
Wychodzi więc na to, że "GROM jest naszym dobrem narodowym. Nie wiadomo tylko, kiedy nastąpi wpisanie go na listę światowego dziedzictwa, ale to też nieuchronnie nadejdzie. Za kilka awantur" - kwituje z przekąsem Janina Paradowska.
WIĘCEJ na blogu Janiny Paradowskiej