Sarkofag dla prezydenckiej pary na Wawelu, tablice upamiętniające ofiary katastrofy pod Smoleńskiem w Katedrze Polowej Wojska Polskiego, na murze prezydenckiego pałacu, w jego wnętrzu, dwie tablice w Sejmie, tablice na budynkach, których szefowie zginęli w katastrofie. Na Powązkach budowany jest pomnik wszystkich ofiar. Dodatkowo ulice, skwery, parki, ronda, mosty nazywane imieniem Lecha Kaczyńskiego i innych osób zasłużonych dla danego regionu i dla Polski. W tle nieustająca walka o krzyż na Krakowskim Przedmieściu. W Krakowie omal nie wybuchła kolejna „wojna krzyżowa”, bowiem Solidarność chciała, aby na Katyńskim Krzyżu obok tabliczki z napisem „Katyń 1940” dodać „Smoleńsk 2010”.
Katastrofa lotnicza pod Smoleńskiem była wydarzeniem tragicznym o ogromnej wadze politycznej. Władze zrobiły wszystko, by przyjęcie trumien i pogrzeby odbyły się wyjątkowo uroczyście, by rodziny otrzymały niespotykaną wcześniej pomoc. Czas jednak powiedzieć: dość tej licytacji. Dość tego swoistego moralnego szantażu wobec prezydenta, rządu, władz samorządowych oraz opinii publicznej. Tym bardziej że nie jest prawdą, iż istnieją jacyś „przedstawiciele rodzin ofiar” jednym głosem dopominający się kolejnych tablic i pomników. Przeciwnie, zdecydowana większość rodzin wydaje się zawstydzona tymi mnożonymi z politycznych względów postulatami, część wręcz uważa je za rodzaj zniewagi wobec pamięci ich bliskich. Tak się bowiem dziwnie składa, że „w imieniu rodzin” występuje ciągle pięć, sześć tych samych osób związanych z partią PiS, której cel jest oczywisty. Pod pozorem upamiętnienia wszystkich ofiar w rzeczywistości chodzi o wznoszenie kolejnych pomników Lecha Kaczyńskiego, gloryfikację jego nieudanej prezydentury.
Mnożenie żądań upamiętnienia nasila się oczywiście przed każdym 10 dniem kolejnych miesięcy, jakie mijają od katastrofy. Tu już jednak nie powinno być miejsca na negocjacje. Na kolejną miesięcznicę wypadałoby więc wreszcie usunąć barierki z Krakowskiego Przedmieścia i jeśli nie uda się przenieść krzyża do kościoła, zostawić go tam, gdzie stoi, pilnując, aby tak zwani obrońcy nie wykraczali poza wyznaczony teren. Od reszty, czyli pilnowania porządku, jest straż miejska i mandaty.