Prowadzone od września zeszłego roku negocjacje w sprawie zakupu śmigłowców do Afganistanu to jeden z najbardziej pechowych kontraktów w resorcie obrony.
Już samo ogłoszenie przetargu było kompromisem. MON planował najpierw zakup 12 maszyn - skonstruowanych jeszcze w ZSRR transportowych Mi – 17 i szturmowych Mi – 24 (miały zastąpić używane przez naszych żołnierzy śmigłowce tego samego typu). Jednak z braku pieniędzy MON postanowił ograniczyć się do pięciu Mi – 17.
Pierwszy przetarg unieważniono. Drugi wygrała firma Metalexport - S, z którą ostatecznie podpisano umowę 8 lipca tego roku. Jej wartość to 388 milionów złotych. Firma nie wywiązała się jednak z kontraktu. – Wbrew zapewnieniom nie miała zgody Rosjan na dostawę tego sprzętu. Wobec tak jaskrawego naruszenia zapisów umowy musieliśmy ją unieważnić – mówi Marcin Idzik, wiceszef MON, odpowiedzialny za zakupy uzbrojenia dla polskiej armii. Metalexport – S broni się, że wina nie leży po jego stronie. – Mieliśmy wszystkie wymagane zgody. Wszystko szło prawidłowo – zarzeka się Roman Baczyński, prezes Metalexportu-S. - Jednak w ostatniej chwili Rosjanie się wycofali. Zostaliśmy posądzeni o sprzedaż broni do Gruzji, co jest nieprawdą. Ale w myśl dekretu prezydenta Rosji, eliminuje nas z tamtejszego rynku handlu bronią.
Teraz MON zapewnia, że obiecane żołnierzom śmigłowce (niezbędne do sprawnego poruszania się po tym górzystym kraju i do walki z talibami) jeszcze w tym roku trafią do Afganistanu. Tym razem helikoptery mają być nowe, a resort kupi je… bezpośrednio od Rosjan. – Dwa śmigłowce w tym roku, kolejne trzy na wiosnę przyszłego – mówi Marcin Idzik. Co ciekawe, jego zdaniem jest szansa, że będą tańsze, niż oferowane w poprzednim kontrakcie.
Resort obrony będzie też dochodzić około 70 milionów złotych odszkodowania od Metalexportu – S. Firma odrzuca jednak wszelkie roszczenia. – Z umowy nie wywiązaliśmy się nie z własnej winy – podkreśla prezes Baczyński.