Kraj

Wielkie czasy

Pies czyli kot

Wielkie czasy wymagają wielkich ludzi – wiemy to od Jarosława Haška.

Jeśli nie ma wielkich ludzi, to czasy są mikre, szare i smutne jak kopalnia cynku. I takie właśnie czasy nastały. Jedna Polska została wyróżniona główną nagrodą – u nas czasy są wielkie, bo mamy wielkiego człowieka i wielkiego polityka w jednym. To znaczy on uważa, że nim jest, a my – i tu są pies z kotem pogrzebani – my go utwierdzamy w tym przekonaniu codziennym zainteresowaniem. Słuchamy z uwagą – choć prawie zawsze podszytą irytacją – jego rad, wniosków, rozkazów, zaleceń i czego tylko dusza zapragnie, bo kaszanka umysłowa tego faceta jest wielka jak wydarzenia, które próbuje generować.

Aż się nie chce wierzyć, że w najpoważniejszych mediach serio rozpatruje się tezy, że samolot nawet lecąc lasem bez skrzydeł powinien wylądować. Słuchamy też rad i wskazówek topograficznych, gdzie jest Polska i prawdziwi Polacy. Facet żąda i zarządza, manipuluje i manifestuje, gospodarczo przyspiesza i politycznie zwalnia prezydentów, premierów, ministrów. Zdejmuje z anteny programy telewizyjne, zamyka redakcje, wprowadza cenzurę Internetu. Jeśli pisząc to wszystko trochę naginam lub zmieniam fakty, to – jak powiada Ziobro o Kaczyńskim – najważniejsze, że tak jak on oddaję istotę sprawy. Polsce grozi niebezpieczeństwo kolejnych politycznych mordów – mówi prezes PiS. I dlatego widocznie nie może zasiadać w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, bo zapewne jest to rada zdradziecka i antypolska, a on umie radzić tylko uczciwie i patriotycznie.

I tak trwa ta eskalacja idiotyzmów, a my, niestety, coraz posłuszniej, ale jednak dajemy się zwariować. Uprzytomnijmy sobie zatem, że PiS i Kaczyński nie mają programu – ani politycznego, ani gospodarczego, ani społecznego. Programem staje się więc krzyk Macierewicza „My zabijać się więcej nie damy” – histeryczny, wredny krzyk, który jest dalszym ciągiem strzału chorego szaleńca, ganiającego po Polsce z listą polityków do zabicia. PiS ma identyczną listę, niestety. Nie mówię, że PiS strzela, choć teraz ze strachem przypominam sobie wywiad w „Szpilkach” z 1992 r., jakiego udzielił Jarosław Kaczyński, że nosi naładowaną broń, bo „zrezygnował z przysługującej mu ochrony BOR na rzecz pistoletu”. I wyciągnął ten pistolet z kieszeni. Niby to żarty, ale pistolet leży, a w nim naboje. Gdyby te żarty serio potraktować… Dziś polityka definitywnie zwariowała. Czasy są tak wielkie, że człowiek to kruszynka, maleńki pyłek. Zginął człowiek, Marek Rosiak, i aż strach w ten sposób napisać, ale piszę tak, jak to widzę – to jest sprawa drugorzędna. Pierwszorzędne jest, że mord od razu zostaje uznany za polityczny. Bo trzeba nam takiego mordu.

Coś potwornego się stało i można milion deklaracji podpisać, ale w tych milionach ton papieru, w tym politycznym maglu człowiek się nie liczy. I właściwie my wszyscy – społeczeństwo, rząd, opozycja, Kościół – powinniśmy się podać do moralnej dymisji. Minister sprawiedliwości zamieszcza nekrolog tragicznie zmarłych w wypadku furgonetki zbieraczy jabłek, których nazywa „osiemnastoma ofiarami”. Nie mają nazwisk. Marszałek Sejmu podpisał się pod nekrologiem po łódzkim zabójstwie pracownika biura PiS, też nie wymieniając nazwiska zmarłego. Wspomniał o tym w swojej rubryczce w „Gazecie Wyborczej” Michał Ogórek. A reszta gazet, mediów, telewizji i Internetu wciąż jest zaczadzona tematem, kto zaczął wojnę polsko-polską. Podusi nas ten smród i czad.

13 marca 2006 r. Jarosław Kaczyński, chełpiąc się koalicją z Samoobroną i z LPR, radził Platformie, by się rozwiązała: „Jeżeli myślicie, jeśli sądzicie, że któregoś dnia dojdziecie do władzy, to się mylicie. Dojdziecie tylko do tego miejsca, w którym nie ma już niczego poza kompromitacją”. Tymi słowami prezes PiS szydził w Sejmie z Donalda Tuska. I cokolwiek by dziś mówić, jedno jest pewne – tak precyzyjnie okrutnej autowróżby nigdy żaden szef partii w Polsce nie sformułował.

Polityka 44.2010 (2780) z dnia 30.10.2010; Felietony; s. 107
Oryginalny tytuł tekstu: "Wielkie czasy"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Izrael kontra Iran. Wielka bitwa podrasowanych samolotów i rakiet. Który arsenał będzie lepszy?

Na Bliskim Wschodzie trwa pojedynek dwóch metod prowadzenia wojny na odległość: kampanii precyzyjnych ataków powietrznych i salw rakietowych pocisków balistycznych. Izrael ma dużo samolotów, ale Iran jeszcze więcej rakiet. Czyj arsenał zwycięży?

Marek Świerczyński, Polityka Insight
15.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną