Przed rozpoczęciem mszy przedstawiciel kancelarii Bronisława Komorowskiego odczytuje decyzję prezydenta o przyznaniu zmarłemu Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski „za wybitne osiągnięcia w działalności zawodowej i społecznej podejmowane w służbie państwu i społeczeństwu”.
– Ciekawe, co by na to wszystko powiedział Marek? Należał do PiS, ale nie był politykiem, nie chciał robić kariery – szepcze młody działacz PiS.
Po mszy zmarłego żegna Jarosław Kaczyński. Więcej niż o Rosiaku mówi jednak o sobie. „Zginął, można rzec, za mnie. (...) Jego śmierć była być może ceną mojego życia. Była ceną tego, bym mógł dalej czynić to, co czynię i co uważam, iż czynić powinienem”. Zebrani w katedrze gromkim aplauzem potwierdzają jego słowa, że Rosiak przeszedł nie tylko do historii miasta, ale do historii naszego kraju.
Po Kaczyńskim przemawia Janusz Wojciechowski. – Znał Marka zaledwie od roku – twierdzi znany łódzki polityk PiS. – Zatrudnił go u siebie w biurze, gdy został europosłem. Startował z naszej listy i, szczerze mówiąc, gdy zaproponowano mu, by przyjął Marka na swojego asystenta, nie bardzo mógł odmówić. Ale nawet wielu naszych członków do dnia zabójstwa sądziło, że Marek jest pracownikiem partii, nie Wojciechowskiego.
Od 19 października Wojciechowski jednak niemal codziennie opowiada w mediach o swoim byłym współpracowniku. Początkowo wspominał głównie, że był to „znakomity pracownik, sumienny i odpowiedzialny”, że odkąd zaczął dla niego pracować, jego biuro poselskie zaczęło tętnić życiem i że lubił pomagać innym: „z chęcią działał na rzecz PiS. Na przykład pomagał Jarosławowi Kaczyńskiemu w zbieraniu podpisów przed wyborami prezydenckimi”. Z każdym dniem malowana przez europosła sylwetka Rosiaka nabierała nowych kolorów.
Stało to w coraz większym kontraście do politycznej biografii zmarłego, miłośnika sztuki, kibica żużla, fana muzyki rockowej i jazzu, człowieka, jak twierdzą znajomi, o zacięciu raczej społecznym niż politycznym. Rosiak od kilku lat był członkiem PiS, ale nie kandydował na radnego czy do parlamentu. Elektromonter z wykształcenia, przez długie okresy w życiu bywał bezrobotny. Dorabiał handlem antykami, był też przez pewien czas na rencie z powodu udaru. Przyjaciele mówią, że marzeniem Marka Rosiaka i jego żony była podróż do Woodstock.
Zna zioła i komórkę
Wtorek, 19 października. Przed łódzką siedzibą PiS, w której mieszczą się biura posła Jarosława Jagiełły i europosła Janusza Wojciechowskiego, zwolennicy PiS i zwykli łodzianie, którzy chcą uczcić pamięć zastrzelonego Marka Rosiaka, przynoszą kwiaty i znicze. Działacze partii układają je w znak krzyża (parę dni później w tym miejscu pojawi się także prawdziwy krzyż). Około godziny 17 w tłumie zgromadzonym pod siedzibą partii pojawia się Witold Waszczykowski, były wiceminister spraw zagranicznych i wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Miesiąc wcześniej PiS wskazało go jako swojego kandydata na prezydenta Łodzi, choć do ostatniej chwili szef partii w regionie Jarosław Jagiełło prowadził w tej sprawie negocjacje z dwoma innymi politykami: Markiem Michalikiem, byłym wiceprezydentem Łodzi, i Krzysztofem Piątkowskim, obecnym wiceprzewodniczącym łódzkiej rady miejskiej.
Według relacji łódzkich działaczy PiS, gdy Jagiełło miał już ogłosić, któremu z nich partia udzieli poparcia w wyborach prezydenckich, Janina Goss zakomunikowała mu, że kandydatem będzie Waszczykowski. Bo choć formalnie partią w okręgu łódzkim rządzi poseł Jarosław Jagiełło, to właśnie ona – 67-letnia Janina Goss, pociąga za sznurki. W wywiadzie rzece „O dwóch takich...” Jarosław Kaczyński wymienił ją w wąskim gronie osób, które „zdały egzamin”. Działaczka Porozumienia Centrum – pierwszej partii Kaczyńskich – pozostała wierna braciom, gdy ugrupowanie stało nad przepaścią.
Ale to nie wszystko. Goss znana jest z tego, że zbiera zioła i robi lecznicze mikstury. Łódzcy działacze PiS opowiadają, że przed laty, gdy Jadwiga, matka Kaczyńskich, była chora, Goss woziła dla niej zioła do Warszawy. W ten sposób miała zaskarbić sobie dozgonną wdzięczność Jarosława Kaczyńskiego. Dziś jest jedną z nielicznych, jeśli nie jedyną w łódzkim PiS, osobą, która zna numer telefonu komórkowego prezesa i może do niego zadzwonić o każdej porze. Sama nie zabiega o polityczne funkcje, ale to od niej zależy, kto znajdzie się na liście wyborczej i na jakim miejscu. To dzięki niej blisko cztery lata temu, gdy władzę w Łodzi objął popierany przez PiS Jerzy Kropiwnicki, wiceprezydentem miasta została Halina Rosiak, żona Marka.
Od dnia nominacji Waszczykowski robi wszystko, by przekonać łodzian, że choć tylko studiował w Łodzi, i to kilkadziesiąt lat temu, wciąż łączą go silne więzi z tym miastem. Zgromadzenie przed biurem PiS także staje się po temu okazją. – Tragedia! Jestem wstrząśnięty. Współczuję rodzinie ofiary. Mam nadzieję, że drugi kolega przeżyje – komentuje z przejęciem Waszczykowski. Mimochodem wspomina, że Marek Rosiak pomagał mu w kampanii samorządowej.
– To skandal! Przecież Waszczykowski prawie nie znał Marka – denerwuje się wieloletni łódzki działacz samorządowy, obecnie związany z PiS. W kolejnych dniach jego oburzenie jeszcze przybierze na sile – gdy okaże się, że przez ten czas kandydat PiS na prezydenta Łodzi ani razu nie pojawił się w szpitalu u Pawła Kowalskiego.
Ale Waszczykowskiemu udaje się osiągnąć zamierzony efekt. Wypowiedziane przez niego w dniu zamachu twierdzenie, że w Polsce „zaczęło się zabijanie opozycji”, rzucone dzień później na antenie RMF FM przypuszczenie, że Ryszard C. mógł być „nasłanym cynglem”, obiegają wszystkie media. Łódź staje się centrum kampanii samorządowej PiS.
Pod krzyżem i we krwi
W środę, dzień po zamachu, łódzkie biuro PiS jest już otwarte. Partyjni działacze przygotowują dokumentację niezbędną do zarejestrowania list kandydatów w wyborach samorządowych. Do piątku 22 października trzeba je zgłosić w Państwowej Komisji Wyborczej. Okazuje się, że pod jedną z list brakuje podpisów poparcia. Chodzi o okręg czwarty, w którym „jedynką” jest 56-letni Czesław Telatycki – wiceprzewodniczący łódzkiej Rady Miejskiej. Podobnie jak Janina Goss należał niegdyś do Porozumienia Centrum, razem tworzyli w Łodzi struktury PiS. Dziś jest szefem komitetu miejskiego tej partii i najbliższym współpracownikiem Goss. Wolontariusze robią więc wszystko, by jak najszybciej zebrać brakujące podpisy pod listą, z której ma kandydować. „Dziennik Łódzki” ujawni później, że informowali łodzian, że zbierają podpisy potępiające zbrodnię, do jakiej doszło w siedzibie PiS.
W czwartek przebywającego w szpitalu Pawła Kowalskiego odwiedza Jarosław Kaczyński. „Podziękowałem mu za to, że walczył” – relacjonuje dziennikarzom po spotkaniu. Kowalski to najbliższy przyjaciel Krzysztofa Piątkowskiego, którego miesiąc wcześniej władze PiS odrzuciły jako kandydata na prezydenta miasta, uzasadniając, że brakuje mu potrzebnego na tym stanowisku doświadczenia. Jak jednak nieoficjalnie wiadomo, przeciwna jego kandydowaniu była Janina Goss, która obawiała się zbyt mocnej pozycji młodych w partii.
Ze szpitala Kaczyński jedzie na spotkanie z Haliną Rosiak (która, jak się potem okaże, właśnie tego dnia została zarejestrowana jako liderka jednej z list wyborczych PiS do sejmiku łódzkiego) i jej synem – Markiem Rosiakiem juniorem. Nie zaplanowano go w domu u Rosiaków ani w innym neutralnym miejscu, lecz w siedzibie PiS, w której dwa dni wcześniej doszło do zamachu. Na podłodze w korytarzu, przy którym mieszczą się biura Jarosława Jagiełły i Janusza Wojciechowskiego, wciąż widnieje olbrzymia plama zakrzepłej krwi. Wokół niej walają się resztki opatrunków i środków medycznych, którymi usiłowano ratować życie Marka Rosiaka.
Jeszcze kilka godzin wcześniej miejsce zbrodni mogli sobie obejrzeć dokładnie dziennikarze, których bez problemu wpuszczono do biura. Teraz też czekają pod biurem na Kaczyńskiego, bo choć spotkania z Kowalskim i Rosiakami miały być prywatne, poinformowano o nich wszystkie lokalne media. Po wyjściu z biura Kaczyński modli się krótko przed krzyżem ze zniczy – specjalnie poprawionym przez działaczy przed jego przyjazdem. Na koniec, odnosząc się do planowanego pogrzebu Rosiaka, zapowiada: – Chciałbym, żeby jego pożegnanie było czymś, co kraj zauważy.
Może wreszcie coś dla Marka?
W dniu pogrzebu przed katedrą gromadzą się obrońcy krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego w Warszawie. Z drewnianymi krzyżami, narodowymi flagami przewiązanymi kirem, wypisanymi ręcznie transparentami (np. „Obudź się, Polsko”) i szyldem Radia Maryja. Swoją półciężarówką, tradycyjnie obklejoną antyrządowymi hasłami, przyjechał Waldemar Bonkowski, który w filmie Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego „Solidarni 2010”, występując jako rolnik spod Kościerzyny, oburzał się na traktowanie Lecha Kaczyńskiego przez media i polityków PO. Później okazało się, że sam jest członkiem PiS, radnym sejmiku pomorskiego. Tym razem na jednym z jego transparentów wyczytać można, że „PiS nie wyginie jak dinozaury, nie pomoże dorzynanie watah i snajperzy”.
Jedna z kobiet rozdaje zdjęcia Lecha i Marii Kaczyńskich – by, jak mówi, pamięć o prezydenckiej parze nie zaginęła. – Parę miesięcy wcześniej, podczas zbierania podpisów pod kandydaturą Jarosława Kaczyńskiego na prezydenta, takie same zdjęcia rozdawał któryś z naszych wolontariuszy. Rosiak uznał wówczas, że taka akcja jest nie na miejscu – mówi znów młody działacz PiS.
Gdy przed katedrą formuje się kondukt żałobny, obrońcy krzyża wysuwają się na jego czoło. Jako pierwsza idzie kobieta trzymająca w rękach krzyż i zdjęcie prezydenckiej pary.
Około 15.30 kondukt dociera na cmentarz przy ul. Ogrodowej. Wokół miejsca, gdzie ma być pochowany Rosiak, rozstawiono sprzęt nagłaśniający. Młodzi działacze PiS widząc to zastanawiają się: – Może puszczą wreszcie coś dla Marka? Uwielbiał bluesa, Rolling Stonesów. Kiedyś chciał nawet konwencję wyborczą PiS zaczynać przy dźwiękach jakiegoś bluesowego kawałka. Ale nic z tego. Nad grobem zmarłego nikt już nie wygłasza przemówień. Ani przyjaciele, ani rodzina. Politycy kolejno składają wieńce i opuszczają cmentarz. Przy grobie zostają tylko Halina Rosiak i jej syn – w otoczeniu obrońców krzyża. Gdy obrońcy krzyża zaczynają podchodzić do Rosiaków z kondolencjami – ci także wycofują się z cmentarza. Pół godziny po złożeniu trumny z ciałem Rosiaka do grobu, przy mogile gromadzą się już tylko obrońcy krzyża.
Bianka Mikołajewska