Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Polityka trumienna

Śmierć Marka Rosiaka jest tragedią jak każda śmierć, tym bardziej śmierć z ręki mordercy. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że zabił go szaleniec. Niestety świat nie jest wolny od psychopatów, którzy raz po raz o sobie przypominają. W Stanach Zjednoczonych, we Francji, w Anglii, nawet na spokojnej i przytulnej Słowacji. Co gorsza, uniknąć się ich prawie nie da.

Służby specjalne mogą, inwigilując kręgi potencjalnych zabójców, udaremniać spiski, zamachy polityczne i terrorystyczne. Kiedy jednak anonimowy taksówkarz wpada nagle w morderczy szał, są bezsilne. Tego przewidzieć się nie da. Prezydenci francuscy mają, od czasów de Gaulle’a, obstawę uchodzącą za jedną z najsprawniejszych na świecie. Nie przeszkodziło to choremu psychicznie strzelić do Chiraca podczas defilady na Champs-Élysées. Gdyby przypadkowy widz nie podbił lufy, strzał mógł być celny. Zamachowiec nie miał zresztą żadnych uprzedzeń do Chiraca. Po prostu chciał zaistnieć. Nie próbował nawet uciekać. Toż w przypadku udanej ucieczki nie mógłby liczyć na zdjęcia na pierwszych stronach gazet. Nasz świat niestety nie jest bezpieczny, a budzące wstręt, oburzenie i grozę tragedie są wpisane w jego codzienność. Tyle że, jak to często bywa w Rzeczpospolitej, jeszcze krew nie przyschła, a już tragedia zmieniła się w farsę.

Widowisko rozpoczął kandydat PiS na prezydenta Łodzi, który wołał dramatycznie: „Zaczyna się zabijanie opozycji. Nie chcemy umierać, mamy rodziny!”. Od pierwszej chwili czyn szaleńca strojony być zaczął w szaty spisku, ba, wiszącej nad Polską groźby rzezi. Podano, że ongiś szaleniec zasadzał się na Leszka Millera, potem poszukiwał Stefana Niesiołowskiego, potem krzyczał, że nienawidzi PiS i Jarosława Kaczyńskiego.

Polityka 45.2010 (2781) z dnia 06.11.2010; Felietony; s. 95
Reklama