Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Lepiej było nie zapraszać?

Wojciech Jaruzelski w składzie RBN

Oczywiście Bronisław Komorowski mógł nie zaprosić generała Jaruzelskiego na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Wiele osób uważa nawet, że powinien tak zrobić. Ale niby dlaczego?

Pomijanie Wojciecha Jaruzelskiego podczas oficjalnych uroczystości i spotkań przez ostatnie 20 lat stało się niemal patriotycznym obowiązkiem, nakazem sumienia wypełnianym przez większość prezydentów i premierów RP. A jak ktoś jeszcze przy okazji tej czy owej okazji uszczypnął generała, czy wręcz mu przyłożył – a niektórzy próbowali nawet przy użyciu cegły - zawsze mógł liczyć na owację. Taki specyficznie pojmowany akt sprawiedliwości dziejowej, któremu – przyznaję się – ja również niegdyś gorąco kibicowałem.

Ale czy wynikło z tego coś konstruktywnego? Czy zbliżyło nas do prawdy o wydarzeniach grudniowych czy stanie wojennym i roli, jaką odegrał w tych tragicznych wydarzeniach były I sekretarz PZPR? Przyspieszyło procesy, w których gen. Jaruzelski uczestniczy jako oskarżony? Wspomogło tytaniczną pracę historyków z IPN, którzy wertowali tysiące dokumentów, by znaleźć coś co na zawsze ustawi generała w roli kata narodu, zdrajcę i agenta Moskwy? Nic z tych rzeczy.

Za to wydaje się, że próbując utopić w błocku Jaruzelskiego, ubrudziliśmy się wszyscy. Oczywiście trzeba i należy pamiętać o ofiarach grudnia 1970, stanu wojennego, o internowanych i więzionych w PRL. O tym, że wszystko to działo się w czasach, gdy Wojciech Jaruzelski pełnił najwyższe funkcje państwowe, będąc w pewnym momencie niemal dyktatorem (premier, I sekretarz PZPR i szef MON). Od moralnej odpowiedzialności nikt go nie zwolni, zresztą sam generał od niej się nie uchyla, o czym zresztą wielokrotnie mówił.

Ale pamiętać trzeba też o jego znaczącej roli w przełomie roku 1989. O tym, że pokonując twardy niekiedy opór w PZPR dążył do Okrągłego Stołu. A potem, gdy próba ratowania systemu zakończyła się fiaskiem, nie próbował podpierać go bagnetem, tylko wyprowadził sztandar.

Reklama