Gra toczy się o kontrakt na 16 samolotów szkolno-bojowych wraz z systemem szkolenia. Ogłoszony jesienią przez Ministerstwo Obrony Narodowej przetarg ma być rozstrzygnięty w okolicach stycznia 2011 r. (ale przez kolejne kilka miesięcy MON tradycyjnie zasypywany będzie odwołaniami i pozwami przegranych oferentów).
Do kwestii szkolenia podeszliśmy ambitnie. Ma być tak zwany full wypas: przeszkolenie sześciu pilotów do poziomu instruktorów i 50 osób personelu naziemnego, symulator, wyposażenie sal wykładowych. Z ogłoszeniem przetargu dłużej zwlekać się już nie dało, bo dziś polscy lotnicy szkolenie przechodzą na samolotach Iskra. A pierwszą Iskrę oblatano 50 lat temu. Pomijając, że na samolotach tych można szkolić tylko w czasie dobrej pogody, to z racji wieku używanie ich obarczone jest dużym prawdopodobieństwem awarii. A kolejnej katastrofy lotniczej nie przetrwałby nie tylko minister obrony narodowej, ale może nawet rząd.
Graczy jest pięciu, lecz dwóch gra raczej dla towarzystwa. Pozostałych trzech ma tak mocne karty, że zapowiada się ostra gra do końca. Ci dwaj na słabszych pozycjach to Finowie, którzy zaproponowali nam używane samoloty Hawk starszej generacji, i Czesi, którzy chcieliby sprzedać nam własną konstrukcję L-159. Liderzy przy stoliku to: Brytyjczycy z najnowszą wersją samolotu Hawk, Włosi z M-346 Master i Koreańczycy z T-50P.
Przedstawione we wrześniu założenia techniczne (WZTT) są tak wyśrubowane, że nie spełnia ich nie tylko żaden używany samolot, ale i najnowsze konstrukcje mają z tym problem.
Jeśli dodamy do tego, że jeszcze dwa lata temu minister Bogdan Klich prowadził bardzo zaawansowane rozmowy z Finami na temat kupna używanych Hawków, a nieżyjący prezydent i zwierzchnik sił zbrojnych Lech Kaczyński na długo przed przetargiem publicznie powiedział, że kupimy koreański samolot, to widać, że przy jednym stoliku trwa wiele gier.