Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Spóźniony ruch

Rząd za likwidacją komisji majątkowej

Dobrze, że Komisji Majątkowej już nie będzie. Szkoda, że jej misja tak długo trwała.

Premier Donald Tusk ogłosił właśnie, że 31 stycznia Komisja Majątkowa, która zwracała Kościołowi zagrabione w PRL majątki, zakończy swoją pracę. Nie rozpatrzonymi roszczeniami Kościoła mają się zająć sądy. Powołana w 1989 r. instytucja miała naprawić krzywdy Kościoła. Po 21 latach okazało się, że sama wyrządza mnóstwo szkód. O jej działalności trudno napisać jeszcze coś, co mogłoby ją bardziej skompromitować.

Zaczęło się kilka lat temu od ks. Tadeusza Nowoka, który z ramienia Kościoła nadzorował proces dokonywania się sprawiedliwości dziejowej. Sam jednak zrobił najlepszy interes, bo najpierw - jako członek Komisji Majątkowej - przyznał swojej parafii ziemię. A potem, już jako proboszcz, sprzedał ją samemu sobie.

Protegowanym ks. Nowoka był były funkcjonariusz SB Marek P., który odzyskiwał ziemię zakonów i parafii. Dziś już nie odzyskuje, bo jest podejrzewany o oszustwa i został aresztowany. W związku z tym postępowaniem aż dwóm z sześciu członków komisji reprezentującej Kościół prokurator postawił zarzuty (jeden z nich wyszedł z aresztu po wpłaceniu kaucji). Kolejna osoba reprezentująca Kościół pracowała wcześniej w firmie śląskiego biznesmena, który skupował kościelną ziemię.

To, co Kościół miał wziąć od Państwa, już dawno otrzymał i Komisja już dawno powinna była zakończyć pracę. Wśród tych 220 spraw, które pozostały do rozstrzygnięcia, znajdują się tak kuriozalne, że można zastanawiać się, dlaczego dotąd po prostu nie zostały odrzucone.

Gdy 20 lat temu Kościół ogłosił, że będą zwracane majątki zagrabione w PRL, niektórzy proboszczowie i przeorzy zakonów na wszelki wypadek chwycili za pióra, mimo że ich szanse na odzyskanie majątku były nikłe. Bo czy proboszcz z Pomorza, domagający się zwrotu ziemi na podstawie dokumentów III Rzeszy naprawdę wierzył, że jest to możliwe?

Reklama