Kraj

Kamień na zębach

Burzliwy życiorys Pawła Piskorskiego

Paweł Piskorski jeszcze jako szef SD podczas jednej z konferencji prasowych w warszawskiej siedzibie partii Paweł Piskorski jeszcze jako szef SD podczas jednej z konferencji prasowych w warszawskiej siedzibie partii Andrzej Stawiński / Reporter
Wróżono mu premierowską i prezydencką przyszłość. Miał być Kwaśniewskim do potęgi, bo bez bagażu PRL. W grudniu 2010 r. przestał być szefem zabytkowego Stronnictwa Demokratycznego. Po batalii sądowej przywrócono go na to stanowisko.
Paweł Piskorski i Marcin Meller (z prawej) jako działacze NZS Uniwersytetu Warszawskiego. Wrzesień 1989 rokuWojciech Druszcz/Reporter Paweł Piskorski i Marcin Meller (z prawej) jako działacze NZS Uniwersytetu Warszawskiego. Wrzesień 1989 roku

Tekst archiwalny z 2011 roku

Sąd Okręgowy w Warszawie, po rocznym zamieszaniu w partii, wykreślił go z rejestru jako szefa SD, wpisując w to miejsce rodowitego działacza Krzysztofa Góralczyka. Piskorski zapowiada odwołanie, ale ta sytuacja nie wróży dobrze jego politycznej przyszłości. Góralczyk w świąteczno-noworocznych życzeniach dla członków ugrupowania napisał, iż pragnie, „aby po uporządkowaniu wszystkich spraw związanych z obecnością w Stronnictwie byłego już członka naszej partii, Pawła Piskorskiego i jego ludzi, kontynuowany był proces odnowy, zakończony pełnym sukcesem i rzeczywistym – a nie wirtualnym – powrotem Stronnictwa Demokratycznego na polską scenę polityczną”. Zarząd wyraża zaś nadzieję, że były szef nie będzie blokował pomieszczeń, choć ten na razie nie zwolnił gabinetu.

Piskorski, wprowadzony do Stronnictwa w 2009 r., miał być jego podporą. Zamiast tego zatruł wszystkim życie, a usunięcie go wywołało entuzjazm. – Miał być pomostem ponad wszystkimi sporami w Stronnictwie – mówi Góralczyk. – Słyszałem o nim, że jest świetnym organizatorem, dobrym graczem politycznym. Ale on nie przyszedł po to, aby budować potęgę SD, ale zająć się naszym majątkiem.

W latach 90. wydawało się, że możliwa jest jednoczesna kariera polityczna i finansowa, bo sprzyjał temu rodzący się liberalny kapitalizm. Piskorski, przy całym swoim sprycie, nie zorientował się w porę, że nie da się tego pogodzić, jeśli mierzy się w najwyższe funkcje.

Kolejni premierzy, prezydenci, spora część ministrów to byli ludzie od dawna na państwowych czy partyjnych pensjach, może z oszczędnościami z innych czasów, ale na pewno stroniący od jakichkolwiek widocznych interesów, choćby najuczciwszych.

Polityka 03.2011 (2790) z dnia 14.01.2011; Polityka; s. 30
Oryginalny tytuł tekstu: "Kamień na zębach"
Reklama