Rzeczywiście, przywoływanie relacji osób będących na miejscu tragedii, opisujących swoją dezorientację, niewiarę w to, co się stało i wiele drastycznych szczegółów nie może nie być poruszające, zwłaszcza w patetycznej oprawie muzycznej. Ten film powstał z emocji i dla emocji. Ale jego zasadniczym celem jest polityczne przesłanie, dobrze zresztą znane: premier Tusk, minister Sikorski, rząd, czyli „oni” (nomenklatura w filmie obowiązująca), zrobili wszystko (pada nawet sugestia, że tak właśnie w XVIII w. magnaci na obcych dworach rozgrywali polskie sprawy), by utrudnić prezydentowi Kaczyńskiemu, jedynemu, który właściwie rozumiał pojęcie patriotyzmu i polskiej racji stanu, wyjazd do Katynia.
Po prostu „oni” są winni i ta wina jest wielopoziomowa, wszechogarniająca. Bo „oni” są przecież tylko po to, by natychmiast zagarnąć władzę, nie dopuścić Jarosława Kaczyńskiego do Smoleńska, a przynajmniej sprawić, aby pierwszy sfotografował się tu premier, na dodatek w odpowiednim miejscu. Oni na Wawelu rozgrywają sprawę tak sprytnie, że głowy państwa składają kondolencje im, a nie Jarosławowi, nawet w Bazylice Mariackiej oni okupują pierwsze rzędy eliminując ludzi prezydenta.
Film pokazuje Rosjan, którzy oczywiście chaotycznie biegają, utrudniają start samolotu ministrowi Sasinowi, a może po prostu już zaczynają mataczyć, bo przecież znikają kontrolerzy z wieży, a Polacy słyszą ostrzeżenia, żeby uważać, bo świadkowie takich katastrof lubią w Rosji ginąć. Strach nawet skorzystać z oferty zanocowania w hotelu, lepiej stać pod drzwiami w instytucie, gdzie ma się odbyć identyfikacja zwłok Marii Kaczyńskiej.
Klimat wyznań prezydenckich urzędników bardzo dobrze wpisuje się w przemianę i całą politykę Jarosława Kaczyńskiego już po zakończeniu prezydenckiej kampanii.