Swoją narrację obóz Jarosława Kaczyńskiego buduje z romantycznego patosu, patriotycznej furii, odwołań do polskiej historii, kultu męczeństwa, cierpienia i ofiary, Boga, honoru i ojczyzny. To słowa z naszego narodowego słownika potęgi i chwały, bo przecież, jeśli przeżywaliśmy klęski i masakry, to i one okazywały się ostatecznie zwycięstwem moralnym. Ten potężny ładunek emocji ma postawić Polaków w stan mobilizacji moralnej. Podobnej do narodowego poruszenia w pierwszych godzinach i dniach po tragedii 10 kwietnia.
Tuż po katastrofie jeden z biskupów cytował w kazaniu mistyczkę św. Faustynę Kowalską: z Polski wyjdzie iskra Boża, która zapali świat. Dawał do zrozumienia, że Polska przez ofiarę smoleńską uratuje jakieś olbrzymie dobro, któremu zagraża coś śmiertelnie niebezpiecznego. Nie wiadomo dokładnie, o jaką iskrę chodzi, ale to nieistotne. Ważne, by lud padł na kolana, bo ponownie otwierają się wrota polskiego „teatru ogromnego”, a z nich wychodzi Mesjasz: cierpiąca Polska.
Tym mesjanistycznym tropem idzie dziś opowieść PiS. Tragedia smoleńska ma przestawić zwrotnicę narodowej historii. Odmienić nędzny los, jaki Polsce zgotowali Tusk i Putin. Wyrwać naród z letargu, postawić mu cele godne jego wielkości. Ma odrodzić polskiego ducha, spoliczkowanego przez szefową MAK generał Anodinę i jej kremlowskich mocodawców. „Skundlonym polskim elitom muszą zadzwonić na alarm wszystkie dzwonki, rząd musi przestać wykańczać opozycję i postawić się Rosjanom” – pisze Tomasz Sakiewicz, naczelny „Gazety Polskiej”. „GP” to dziś wraz z „Naszym Dziennikiem” najbardziej opiniotwórcze trybuny narodowo-katolickiej prawicy. Kto chce wiedzieć, co w pisowskiej trawie piszczy, sięga po te dwa tytuły. Na pytanie „GP”, po co jest Polska, odpowiadał ostatnio prof.