Instytucje badające przyczyny wypadków lotniczych zajmują się wszystkim, co może mieć związek z przyczynami tragicznego zdarzenia: życiem osobistym, kondycją i zdrowiem pilotów, procedurami przewoźników i ich stanem finansowym, historią samolotu. Ale nie badają sytuacji politycznej w kraju przewoźnika, choćby tego, dlaczego dwukrotnie obchodzono jedną ważną rocznicę. Na pewno jednak zainteresowałyby się tym, że wylot samolotu był opóźniony, że w kokpicie znajdowały się osoby spoza załogi, że pogoda na docelowym lotnisku była bardzo zła już w momencie startu, że piloci nie mieli odpowiedniego treningu na symulatorach. Niemniej, wciąż najważniejsze jest to, co zdarzyło się w ostatniej fazie lotu, kiedy jeszcze tragiczny finał nie był w żadnym razie przesądzony. Po publikacjach, prezentacjach, ujawnieniach i sporach ostatnich tygodni prześledźmy raz jeszcze ostatnie momenty. Zobaczmy, co wiadomo, a co jest wciąż niejasne.
1
Decyzja o podejściu do lądowania. Wydaje się, że w kokpicie rządowego Tu-154 nie było postanowienia o samym lądowaniu, ale o podejściu na wysokość 100 m i dokonanie wówczas ostatecznej oceny, czy można lądować. Na to była zgoda wieży kontrolnej. Właśnie zgoda, a nie komenda ani nawet sugestia. Słowa wymieniane w wieży kontrolnej – „sprowadzamy”, czy kierowane do załogi – „pas wolny”, w niczym nie ograniczały dowódcy rządowego samolotu. Decyzja należała tylko do niego. Zdaniem większości pilotów i ekspertów, błędem była jednak także decyzja o samym podejściu, w sytuacji, kiedy minima widoczności dla lotniska Siewiernyj nie były zachowane. Zwolennicy tezy o wyłącznej winie strony rosyjskiej i całkowitym braku winy pilotów Tupolewa (winy traktowanej w sensie popełnionych błędów) dowodzą, że próbne podejście zawsze można wykonać, kiedy lotnisko nie jest zamknięte, a Rosjanie go nie zamknęli (mniejszość ekspertów i pilotów także uważa, że samolot wojskowy, w przeciwieństwie do cywilnego, miał prawo podchodzić na próbę).