Znaczenie książki Graczyka można by uznać za niszowe, gdyby nie to, że „Tygodnik Powszechny” był czymś więcej niż jednym z pism kulturalno-społecznych. Założony w 1945 r. pod egidą kardynała Sapiehy i kierowany niemal od początku do 1999 r. przez Jerzego Turowicza, stał się rodzajem instytucji narodowej. Tu pisali m.in. Antoni Słonimski, Paweł Jasienica, Maria Dąbrowska, Hanna Malewska, Stefan Kisielewski, Leszek Kołakowski, Czesław Miłosz, tu debiutował jako publicysta i poeta Karol Wojtyła. „Tygodnik” jawił się części polskiej inteligencji jako jedyne niezależne pismo na wschód od muru berlińskiego. Z powodu państwowej cenzury mediów i nacisków władz nie mogło mówić pełnym głosem, ale nie kłamało. Państwowa propaganda starała się przedstawiać „Tygodnik” jako burżuazyjną skamielinę i kościelną kruchtę.
Na długą metę czarny PR jednak zawiódł. Zwłaszcza odkąd powstała opozycja demokratyczna, występująca przeciwko cenzurze i dławieniu praw obywatelskich oraz w obronie prześladowanych robotników. Pismo wyszło ze skansenu, w jakim chciała go trzymać monopartia. Niekoniecznie się z „Tygodnikiem” zgadzano, ale czytano go coraz powszechniej. Pisanie do „Tygodnika” było nobilitacją. Jerzy Turowicz stał się wzorem uczciwości dziennikarskiej i obywatelskiej. Niektórzy ludzie „Tygodnika” weszli po 1989 r. do parlamentarnej reprezentacji Solidarności i rządu Tadeusza Mazowieckiego.
Z pragnienia prawdy
Kto tak pamięta „TP”, będzie miał teraz kłopot z książką Graczyka. 52-letni dziś autor był dziennikarzem i redaktorem „Tygodnika” na przełomie lat 80. i 90., potem dziennikarzem „Gazety Wyborczej”, teraz pracuje w Instytucie Pamięci Narodowej w Krakowie.