W POLITYCE (49/10), w wielce jak zwykle kompetentnym i ciekawym artykule „Niedźwiedź łagodnieje”, napisał Marek Ostrowski, iż jeśli chodzi o Rosję, źle jest „z dialogiem społecznym (...) wymiana młodzieżowa, szerszy dialog elit społecznych, współpraca naukowa – wszystko to, na czym budować można przyszłość – ma niewielki zasięg”. Podobne opinie znalazłem przede wszystkim w wielu periodykach branżowych. Ziała z nich, co gorsza, swoista rezygnacja, równoważna z zaniechaniem, a i niechęcią.
O ileż łatwiej, a może – choć niczego nie insynuuję – przyjemniej, pojechać do Francji, Hiszpanii lub na badania etnologiczne na Malediwy. Rosja to sąsiad trudny, za bliski, obciążony zaszłościami historycznymi. Lepiej nie ruszać, żeby się nie sparzyć. Poseł Macierewicz już czuwa, żeby każdą „wymianę młodzieżową (...) współpracę naukową” sprowadzić do miana kolaboracji, a za chwilę zaprzaństwa i zdrady. Tym większa chwała tym, którzy zdecydowali się iść pod prąd. Nie jest dla mnie paradoksem, iż trudnego dzieła zbliżenia polsko-rosyjskiego podjął się najśmielej Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Mniej tutaj kompleksów martyrologicznych (jak mówią, powstanie wielkopolskie było jedynie zwycięskie), a więcej trzeźwego spojrzenia z daleka, co zawsze pomaga. Tym, który zaangażował się tutaj pierwszy z energią i koncepcją, był niewątpliwie wybitny prawnik prof. Leopold Moskwa.
A cóż miał robić z takim nazwiskiem? Charles de Gaulle, czyli Karol Galijski, przewodził Francji, Jack London stał się gwiazdą literatury anglojęzycznej. Gaston Paris rozsławiał średniowieczne piśmiennictwo francuskie, gen. Zygmunt Berling prowadził armię mającą zdobywać stolicę Niemiec, Stefan Amsterdamski poszedł w ślady Erazma z Rotterdamu.