Wiesław Władyka: – Co prawda minął dopiero rok od katastrofy smoleńskiej, ale czy możemy o niej mówić jako o wydarzeniu historycznym?
Paweł Machcewicz: – Tak, i to w kilku perspektywach. W tej najkrótszej, czyli mijającego roku, w Polsce pogłębiła się polaryzacja polityczna, a także radykalizacja sporu na poziomie języka i symboli. Ale historyk zajmujący się myśleniem zbiorowym, a nie czystą polityką, zwróciłby uwagę na upowszechnienie postaw irracjonalnych oraz teorii spiskowych.
Tych akurat w Polsce nigdy nie brakowało.
Jednak interesujące jest, że w Polsce po 1989 r. eksplozja myślenia irracjonalnego nie wystąpiła wtedy, gdy – wydawało się – byliśmy na to najbardziej podatni, gdy na samym początku przeżywaliśmy szok transformacyjny i dramatycznie musieliśmy dostosować się do nowej rzeczywistości, której wyznacznikami były twarde reguły rynku, bezrobocie, bankructwa. Wyrazem tamtych lęków było poparcie dla Stana Tymińskiego czy później Andrzeja Leppera, ale nawet oni pozostawali jednak na obrzeżach głównego nurtu, choć ten ostatni został nawet wicepremierem.
Irracjonalności nie brakuje właściwie nigdzie, występuje także w społeczeństwach bogatych, o długiej tradycji spokoju i równowagi.
Oczywiście, ale polskie doświadczenie na tym tle jest szczególne, wręcz wyjątkowe. Teorie spiskowe, tezy o sztucznie rozpylonej mgle, o zamachu, dobijaniu rannych nie wystąpiły gdzieś na marginesach życia publicznego, ale w głównym nurcie informacyjno-publicystycznym, w telewizji publicznej, w wypowiedziach czy przynajmniej aluzjach polityków największej partii opozycyjnej. I nie myślę, żebyśmy tu zawsze mieli do czynienia z instrumentalizacją polityczną, to było również autentyczne myślenie wielu ludzi.