Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Jak Joanna na wydaniu

PJN w drodze do PO

Jesienne wybory coraz bliżej, sondaże są nieubłagane, a politycy PJN nie potrafią już ukryć, jak bardzo ciągnie ich do PO.

Najpierw oddajmy głos szefowej partii. Dwa cytaty z czwartkowego wywiadu Joanny Kluzik-Rostkowskiej dla RMF FM o dotychczasowych osiągnięciach PJN: Pierwsza połowa meczu nieudana, tak. Taka prawda”. I dalej: „Jeżeli pan mnie pyta, czy ja jako szefowa klubu myślę o rozwiązaniu B, C, D, gdyby się okazało, że druga połowa meczu nie jest udana, to oczywiście, że tak. Dlatego, że tego wymaga moja odpowiedzialność za klub, za kluby radnych w całej Polsce, za koordynatorów, za to wszystko, co udało nam się zbudować”. I trzeci cytat (z piątkowego wywiadu dla radiowej Trójki): „Jestem kapitanem statku, odpowiadam za cały statek. To co jest kapitałem PJN-u dzisiaj, to jest klub. I ja nie wyobrażam sobie sytuacji, w której mogłoby być tak, że podpływają szalupy i ja ratuję część osób, a resztę zostawiam na pastwę losu”.

Przekaz wydaje się być jasny. Politycy PJN od jakiegoś czasu negocjują z PO, a może i z PSL, wejście na ich listy. Wysyłają informację do swych wyborców, by w razie czego nie poczuli się zbyt mocno zaskoczeni, jak to zdarzyło się sympatykom lewicy w przypadku niedawnego transferu Bartosza Arłukowicza. Jednocześnie ostrzegają swych politycznych partnerów, że tanio skóry nie sprzedadzą. Tak należy odczytywać kolejną wypowiedź Kluzik – Rostkowskiej – szefowa partii również w piątek puściła w medialny obieg informację, że PJN pójdzie do wyborów samodzielnie. „Uważamy, że pełnimy bardzo ważną rolę na polskiej scenie politycznej i to jest powód, dla którego jesteśmy klubem parlamentarnym, budujemy partię”. Czyżby to na wypadek, gdyby PO rzeczywiście chciałaby wysłać „szalupy” jedynie po niektórych działaczy PJN?

A teraz premier. „Koalicje w Polsce z reguły polegają na zgniłych kompromisach”, a więc „dzisiaj dobrze byłoby skutecznie zawalczyć o całość” – mówił tego samego dnia Donald Tusk, mając na myśli 231 miejsc dla PO w nowym Sejmie.

To ambitny plan i oczywiście Donald Tusk doskonale zdaje sobie sprawę, że na samodzielne rządy PO nie ma raczej szans. Ale wie również, że o tym, jaki będzie układ sił po wyborach, decydować mogą drobne różnice głosów. Z kolei Joanna Kluzik – Rostkowska zdążyła się zorientować, że skoro jej ugrupowanie przez pół roku nie było w stanie zdobyć sensownego poparcia, to nie przebije się przez próg wyborczy. Zresztą przy tak nieudolnym budowaniu struktur PJN (pisze o tym Cezary Łazarewicz w swym artykule dla POLITYKA.PL) wydaje się to mało prawdopodobne. Musi więc rozejrzeć się za jakąś „szalupą”, dzięki której na kolejne cztery lata przeprawiłaby się na Wiejską.

Ugrupowanie, choć nazywane kpiąco organizacją pożytku publicznego (z racji jednoprocentowego poparcia), wciąż dysponuje politycznymi atutami. Te kilka znanych twarzy z pewnością przyciągnęłyby tysiące wyborców. Tyle tylko, że PO sięgając po „aktywa”, chętnie pozbyłoby się „pasywów”. Trudno wyobrazić sobie takiego posła Mojzesowicza wchodzącego do PO, albo Elżbietę Jakubiak, której ostre wypowiedzi atakujące Platformę oraz wyraźna skłonność do PiS, pozostają na stałym poziomie.

Być może pojawią się pomysły, aby część PJN-owego balastu wystartowała np. z list PSL, resztę zostawiając na lodzie. Na to ze zrozumiałych względów nie może się dziś zgodzić Kluzik – Rostkowska, która w dodatku zdaje się wyczuwać fakt, że Platforma jest lekko przyparta do muru. Dlatego wysyła sygnał: „wszyscy albo nikt”. Oby nie przelicytowała.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną