Grzegorz Rzeczkowski: Joanna Kluzik-Rostkowska, Dariusz Rosati, Bartosz Arłukowicz do PO, a wcześniej Zyta Gilowska z PO do PiS czy twarz SLD Leszek Miller w Samoobronie. Politycy przechodzą z partii do partii, nawet jeśli dzieli je przepaść. Postępuje etycznie?
Ks. prof. Andrzej Szostek: Przepaść? Takie wolty polityków są możliwe właśnie dlatego, że polskie partie tak naprawdę niewiele się od siebie różnią pod względem programowym. Np. w USA, gdzie te różnice są mocno utrwalone, takich ruchów raczej nie ma. Trudno sobie wyobrazić, by któryś ze znanych republikanów stał się nagle i w krótkim czasie jednym z liderów Partii Demokratycznej. Owszem, takie przejście jest możliwe, zwykle jednak to trochę trwa. Jakiś polityk stopniowo zmienia swe poglądy, coraz wyraźniej odbiegają one od linii jego partii, bądź też daje wyraz swemu rozczarowaniu jej kursem politycznym, w końcu zmienia swe polityczne barwy.
To przypadki rzadkie, a gdy już zachodzą, to społeczeństwo wyraźnie dostrzega motywy prowadzące do tych zmian. Zaś w przypadku polityków, o których rozmawiamy, mamy do czynienia z nagłymi i radykalnymi zmianami barw politycznych, przy czym nie wiążą się one z jakimikolwiek zmianami poglądów tych, którzy te barwy zmieniają.
U Joanny Kluzik – Rostkowskiej zmieniło się samopoczucie. Poczuła się w dobrym towarzystwie.
Tam, gdzie nie ma wyraźnych różnic programowych pomiędzy opozycyjnymi partiami, nabierają znaczenia same „twarze”: ich popularność, zdolność przyciągnięcia potencjalnych wyborców. Ale sami wyborcy nie są tu bez winy: to ich (czyli nas, zwykłych obywateli) pociągają bardziej nazwiska i twarze, niż wizje polityczne. Toteż zmiany w partiach politycznych przypominają niekiedy transfery w klubach piłkarskich.