Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Karty w tas

Pierwsze personalne rozdania przed wyborami

"Wygrana PiS to byłby wreszcie jakiś wyborczy sukces Jarosława Kaczyńskiego, najwyraźniej coraz bardziej zmęczonego." Marek Kuwak / Reporter
Wybory będą szybciej, więc i partie przyspieszają – z listami kandydatów, retoryką, emocjami i napaściami.
'Dla Waldemara Pawlaka wybory to kolejna próba przetrwania, bo PSL liczy ponad sto lat i wstyd, aby nie znalazł się w parlamencie'.Michał Dyjuk/Reporter "Dla Waldemara Pawlaka wybory to kolejna próba przetrwania, bo PSL liczy ponad sto lat i wstyd, aby nie znalazł się w parlamencie".

Prezydent, na razie nieoficjalnie, zapowiedział wybory na 9 października, o dwa tygodnie przed terminem, którego się powszechnie spodziewano. Początek października to ukłon w stronę premiera, który opowiadał się za przyspieszonym wariantem; wybory jednodniowe to ukłon w stronę PiS, które dwudniowych boi się jak ognia, bo mogą nieco podnieść frekwencję i zwiększyć szanse Platformy.

Tusk chciał wcześniejszych wyborów zapewne nie tylko dlatego, że akurat na koniec października przypada wiele ważnych spotkań, związanych z polską prezydencją w UE. Można sądzić, że chce też skrócić kampanię do minimum, niejako zamrozić dzisiejsze notowania Platformy i PiS, które są dla partii rządzącej bardzo korzystne (ostatnie badanie CBOS: 38 proc. dla PO, 17 proc. dla PiS, choć sondaż Homo Homini daje PO mniej niż 10 punktów proc. przewagi).

Wcześniejsza data oznacza też, że skracają się wszystkie terminy wyborczego kalendarza (a więc i wewnątrzpartyjne personalne spory): do 20 sierpnia trzeba zarejestrować komitety wyborcze, do 30 sierpnia należy zgłosić do PKW listy wyborcze, już od 24 września ruszy bezpłatna, ustawowa kampania w radiu i telewizji. Także nowy rząd zacznie działać odpowiednio wcześniej. Pierwsze posiedzenie nowego Sejmu musi się odbyć do 24 października, prezydent jest zobowiązany powołać premiera i ministrów najpóźniej w ciągu 14 dni od sejmowego debiutu, a potem kolejne dwa tygodnie na exposé i wotum zaufania. Rząd powinien być więc gotowy jeszcze przed finałem polskiej prezydencji.

W zasadzie jednak ani termin, ani długość głosowania nie mają rozstrzygającego znaczenia dla polskiej polityki. W kampanię wchodzimy z podobnym układem partyjnym jak cztery lata temu, chociaż temperatura politycznego sporu wzrosła niepomiernie. Kiedyś mówiliśmy o konflikcie – choć można było mieć zastrzeżenia do jego estetyki – dziś mówimy o nienawiści, wyniszczeniu, podziałach sięgających tak głęboko jak nigdy wcześniej, o dążeniu do celu wszystkimi możliwymi sposobami.

Polityka 29.2011 (2816) z dnia 12.07.2011; Polityka; s. 15
Oryginalny tytuł tekstu: "Karty w tas"
Reklama