Już kilka godzin po oficjalnym ogłoszeniu dymisji Bogdana Klicha MON zaczął dostosowywać się do nowego szefa. Ustalono ceremoniał przekazania stanowiska – na bogato, z orkiestrą i kompanią reprezentacyjną. Zaproszono gości – całą wojskową wierchuszkę, łącznie z kapelanami. Pomalowano na czarno kratki odprowadzające wodę przed urzędem. Było dostojnie – ustępujący i przejmujący urząd minister pocałowali sztandar. Romantycznie – orkiestra grała utwory patriotyczne, a kompania reprezentacyjna maszerowała w kółko po malutkim podjeździe przed ministerstwem. I po wojskowemu – czarna farba na pomalowanych na ostatnią chwilę kratkach nie wyschła i lekko kleiła się do butów.
Na pożegnanie jeden ze współpracowników byłego ministra rzucił do dziennikarzy najświeższy żarcik: w armii pojawiła się nowa tradycja. Na Święto Wojska Polskiego prezydent będzie decydował, komu dać gwiazdkę, a premier – komu wręczyć sznur. Premier nie czekał jednak do 15 sierpnia i czystkę w armii rozpoczęto 4 sierpnia. Zaledwie dwa dni po objęciu urzędu przez nowego szefa. – Minister Siemoniak był dobrze przygotowany do tego ruchu. Wiedział kogo i za co zwalnia. Widać, że decyzje zapadły dużo wcześniej – mówi nam pracownik MON.
Skala cięć była zaskakująca. Tradycyjnie spodziewano się burzy na dole i lekkiego wiaterku na górze. Okazało się, że przeszedł huragan, i to zarówno na dole (10 zwolnionych oficerów różnego szczebla), jak i na górze. Oprócz trzech generałów (Anatol Czaban, Zbigniew Galec, Leszek Cwojdziński) zwolniono osoby zajmujące kluczowe stanowiska w MON.