Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Obywatele bardzo różni

Obywatele do Senatu - co to za formacja?

Na listach OdS znalazały się znane, ale też i zgrane twarze. Na zdjęciu od lewej: szef BCC Marek Goliszewski, była minister pracy Anna Kalata, senator Tomasz Misiak... Na listach OdS znalazały się znane, ale też i zgrane twarze. Na zdjęciu od lewej: szef BCC Marek Goliszewski, była minister pracy Anna Kalata, senator Tomasz Misiak... Radek Pietruszka / PAP
Obywatele do Senatu to jedna z najdziwniejszych inicjatyw politycznych ostatnich lat.
Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski i prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, czyli główni promotorzy inicjatywy OdS.Michał Dyjuk/Reporter Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski i prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, czyli główni promotorzy inicjatywy OdS.
... a także politolog Grzegorz Kostrzewa - Zorbas, były naczelny Wprost Marek Król oraz ekonomista, były wiceprezes NBP Krzysztof Rybiński.Radek Pietruszka/PAP ... a także politolog Grzegorz Kostrzewa - Zorbas, były naczelny Wprost Marek Król oraz ekonomista, były wiceprezes NBP Krzysztof Rybiński.

Artykuł w wersji audio

Organizatora tej senackiej kampanii Wojciecha Króla ludzie często pytają, co będzie dalej? – A czy Tusk z Olechowskim to wiedzieli, gdy zakładali Platformę Obywatelską? Na razie jest samorządowy ruch społeczny, a w zasadzie pospolite ruszenie – odpowiada. – Jak się kandydaci zarejestrują, będziemy myśleć, co robić dalej.

60 kandydatów na senatorów ma zebrać w ciągu tygodnia po dwa tysiące podpisów. Nie mogą liczyć ani na wsparcie organizacyjne, ani finansowe. Mogą natomiast posługiwać się biało-czerwonym sercem Unii Prezydentów Miast oraz wykorzystywać wizerunek wygolonego na zero Rafała Dutkiewicza, prezydenta Wrocławia. Niektórzy twierdzą, że nic im to nie daje, ale dla Jarosława Chołodeckiego, startującego z województwa opolskiego, takie wsparcie jest jak słynne zdjęcie z Lechem Wałęsą z 1989 r., które dla ludzi Solidarności okazało się przepustką do parlamentu. – Chcemy się odwoływać do gigantycznego sukcesu polskiego samorządu, który przeciwstawia się dziś zawłaszczaniu państwa przez aparat partyjny – mówi Chołodecki.

Od ODŚ do OdS

Wyborczy nurt samorządowy powstał z trzech niezależnych strumyczków sączących się w Poznaniu, Krakowie i Wrocławiu. Pomysł Rafała Dutkiewicza polegał na tym, by przekonać poznaniaka Ryszarda Grobelnego i krakusa Jacka Majchrowskiego, zamierzających wystawić do Senatu własnych samorządowych kandydatów, do połączenia sił. Dutkiewicz miał za sobą spory kapitał i know how. Stworzony przez niego jesienią ub.r. ruch Obywatelski Dolny Śląsk wygrał samorządowe wybory w wielu miastach tego województwa. Chodziło więc o to, by regionalną aktywność przekształcić w ogólnopolską. Do tego potrzebny był Wojciech Król, który w imieniu Dutkiewicza obdzwaniał prezydentów wielkich miast, próbując zebrać ich w jednym miejscu. Już wtedy pojawiły się wątpliwości, co może być spoiwem między tak różnymi ludźmi, jak wywodzący się z PZPR Jacek Majchrowski i działacz solidarnościowego podziemia Rafał Dutkiewicz? – Szybko się okazało, że ich problemy są obok toczącej się w Polsce debaty o Smoleńsku, in vitro i związkach partnerskich – mówi Król. – Jak zaczęli się bliżej poznawać, to się okazało, że mają te same kłopoty z drogami i z Ministerstwem Finansów. To ich połączyło.

Cała struktura Unii Prezydentów Miast utkana jest na niciach telekomunikacyjnych. Nie ma tam ani hierarchii, ani siedziby, ani struktur. Jest 30 prezydentów – wszyscy równi wobec siebie, z takimi samymi prawami i takimi samymi obowiązkami. Łączy ich to, że gdy wprowadzono bezpośrednie wybory burmistrzów i prezydentów, pozbyli się partyjnego gorsetu, swoją władzę sprawują od wielu kadencji i czują, że w mieście robi się dla nich za ciasno.

Dotychczas prezydenci spotkali się trzy razy, choć nigdy w pełnym składzie. Decyzja o wystawieniu własnych kandydatów zapadła na pierwszym spotkaniu na początku lipca. Chodziło o znalezienie ludzi reprezentujących polski samorząd. Sami nie chcieli być senatorami, bo musieliby zrezygnować z prezydenckich stanowisk. Przyznają, że w podjęciu decyzji pomogło im wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych.

Kandydatem OdS mógł zostać tylko ktoś bezpartyjny. To jedyny wymóg, który postawili prezydenci. Zgłosić mógł się każdy, kto posiadał rekomendację od dwóch osób zaufania publicznego, np. rektora uczelni. Sieci OdS zarzucano szeroko, próbując łowić ludzi z autorytetem lokalnym. Wielu im odmówiło.

– Sami też, po sprawdzeniu, eliminowaliśmy kandydatów – mówi Król. Wypaść można było z obiegu za romans z partią Palikota, zbyt częste zmiany partyjnych barw lub brak działalności samorządowej.

Każdy prezydent mógł zgłosić typy ze swojej terytorialnej puli kandydatów i jeśli pozostali nie protestowali, uzyskiwał on rekomendacje OdS. Jeśli się sprzeciwiali, można było jeszcze przekonywać. – Nie wszystkich udało się przekonać, więc kilka nazwisk odpadło – przyznaje Król. Zabrakło miejsca dla byłego ministra rolnictwa Artura Balazsa i obecnego senatora Krzysztofa Piesiewicza. Ten sposób wyłaniania kandydatów sprawił, że potencjalni senatorowie z różnych regionów w ogóle się nie znają, a często nic o sobie nie wiedzą. Trudno nawet powiedzieć, co ich łączy. Wśród kandydatów są liberałowie, socjałowie, chadecy i byli komuniści. Związkowcy i biznesmeni, pracodawcy i pracobiorcy. Co może łączyć dawnego sekretarza KC PZPR i byłego właściciela tygodnika „Wprost” Marka Króla, kandydującego z Warszawy, z legendarnym przywódcą Solidarności Bogdanem Lisem z Gdańska czy z płk. Edmundem Klichem, badającym katastrofę smoleńską?

Na listach OdS znaleźli się: były minister rolnictwa Jacek Janiszewski i były wicepremier Longin Komołowski. Jest frakcja profesorska ze Stanisławem Gomułką, Marianem Filarem (do niedawna LiD) i Tadeuszem Lutym, kiedyś szefem Konfederacji Rektorów Akademickich Szkół Polskich. Biznes reprezentuje Marek Goliszewski z Business Centre Club i wyrzucony z Platformy senator Andrzej Misiak, a show-biznes Anna Kalata, była minister z Samoobrony, znana z zadziwiającej fizycznej i wizerunkowej metamorfozy.

Gdy w sobotę 20 sierpnia w auli Politechniki Warszawskiej okazało się, że nową jakość i wyższe standardy w polityce reprezentować ma właśnie Kalata i Marek Król, inni kandydaci zazgrzytali zębami. Wojciech Król twierdzi, że za Kalatą stanął murem wielki biznes w postaci Marka Goliszewskiego i część frakcji profesorskiej, reprezentowanej przez byłego wiceprezesa NBP Krzysztofa Rybińskiego. – Rybiński jest nią oczarowany i przekonywał, że wielka zmiana dokonała się też w jej wnętrzu – mówi Król. Z kolei tyle było wielostronnych konsultacji telefonicznie, że dziś nikt nie pamięta, kto zaproponował Marka Króla. Zresztą nie ma to wielkiego znaczenia, bo każdego kandydata zweryfikuje wynik wyborczy.

Zdani na siebie

Jeśli ktoś liczył, że sprawny aparat sztabowy jest w stanie za niego wygrać wybory, to jest w błędzie. – Tych, którzy zgłaszali się do nas, byśmy im poprowadzili profesjonalną kampanię wyborczą, odprawialiśmy z kwitkiem – dodaje Król. Organizacyjnie OdS przypomina rozklekotanego gruchota, który musi podczas kampanii zmierzyć się z nowoczesnymi bolidami wyścigowymi. By mieć jakiekolwiek szanse, musi podczas wyścigu wymienić silnik, zawieszenie i zbudować sobie jakąś karoserię. Na razie są tylko szczere chęci i wzajemne dopingowanie.

Do Arkadiusza Kaszni, byłego posła SDPL, zwrócono się z telefoniczną propozycją kandydowania w województwie lubelskim dopiero 19 sierpnia. Cztery dni później dowiedział się, że ma rekomendację i tydzień na zebranie dwóch tysięcy podpisów. I powinien sam zarejestrować się w Państwowej Komisji Wyborczej. Za jedyne wsparcie musi mu posłużyć mail od Obywateli do Senatu z logotypem i instrukcją, jak zbierać podpisy. Rady są dość oczywiste: że najlepiej poprosić o to znajomych; że trzeba dbać, by wszystkie dane osób wspierających były czytelne i prawidłowe. – Mam nadzieję, że jeśli zbiorę podpisy, to zostanę przez nich wyposażony w jakiś program – mówi Kasznia. Takiej pewności jednak nie ma. Za cały program muszą wystarczyć hasła z dwustronicowej deklaracji programowej OdS: mniej partyjniactwa, więcej głosu ludu i postulat przekształcenia Senatu w Izbę Samorządową. – Macie być senatorami niepokornymi – powtarzają kandydatom prezydenci.

Ponadto polska gospodarka ma dostać więcej wolności, nauka być dźwignią rozwoju, a drogi i służba zdrowia – nowoczesne. Program OdS jest na tyle skondensowany, ogólny, a zarazem pakowny, że właściwie każdy mógłby się pod nim podpisać i chyba o to w tej kampanii chodzi.

Prof. Marian Filar, obecny poseł koła LiD, mówi, że zamierzał wystartować do Senatu z własnym komitetem, bo nie chciał już kwestować po partyjnych listach. Wtedy pojawiła się propozycja z OdS.

Jarosława Chołodeckiego odnaleźli zaś ludzie z dawnej opolskiej Solidarności, którą przed 30 laty zakładał. – Miałem startować jako wolny strzelec – mówi i dodaje, że logo Unii Prezydentów Miast zaproponował mu były wicepremier Janusz Steinhoff, protegując u prezydenta Gliwic Zygmunta Frankiewicza.

Na co mogą liczyć kandydaci? – Na bardzo niewiele – przyznaje Wojciech Król. – Dostaną niewielkie wsparcie marketingowe. Na pewno nie mogą liczyć na żadne pieniądze. Co więcej, jeśli chcą mieć namiastkę kampanii ogólnopolskiej, sami muszą się na nią złożyć. Chołodecki przyznaje, że w OdS zasada jest dość prosta: nikt materialnego wsparcia od prezydentów nie dostaje, ale w zamian oni niczego od kandydatów nie żądają.

Dłużej tak się nie da

Na razie nikt nie myśli, co będzie potem. Nie wiadomo nawet, ilu kandydatów zebrało wymagane podpisy i zdołało się zarejestrować (termin minął w nocy 30 sierpnia). Prezydent Rafał Dudkiewicz powtarza, że chciałby w Senacie założyć własny klub, a do tego potrzeba co najmniej pięciu senatorów. Szczytem marzeń jest wprowadzenie 10 senatorów, bo już taka ich liczba umożliwia proponowanie parlamentowi projektów ustaw, równoważąc sto tysięcy podpisów potrzebnych do złożenia projektu przez obywateli.

Wielkim problemem jest dziś sprawne kierowanie tym organizmem pozbawionym władz i hierarchii, gdzie nikt od nikogo nie zależy. – Wszyscy oczekują, że jakiś lider się z tego wyłoni i tym pokieruje – mówi Król. – Czekamy, aż prezydenci powrócą z wakacji.

Przyznaje, że dłużej się tak nie da. Gdy premier Donald Tusk nie zaprosił OdS do wyborczej debaty, od razu zrodził się pomysł, by zaprotestować. Król obdzwonił w tej sprawie prezydentów z Unii. – Zamiast zareagować po dwóch godzinach, my potrzebowaliśmy na to półtora dnia – mówi, uzasadniając w ten sposób konieczność powołania jakiejś struktury.

Na to nie wszyscy chcą się zgodzić. Uważają, że największym atutem OdS jest to, że może być jeszcze wszystkim: ruchem, stowarzyszeniem, platformą, partią lub… organizacją lobbystyczną prezydentów dużych miast.

Sceptycy twierdzą, że po ewentualnym wejściu do Senatu Obywatele – których łączy głównie to, że nie załapali się gdzie indziej – od razu rozbiegną się po dużych partiach.

Polityka 36.2011 (2823) z dnia 31.08.2011; Polityka; s. 18
Oryginalny tytuł tekstu: "Obywatele bardzo różni"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną