Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

W co wierzyć?

Decyzja nareszcie zapadła. Dominique Strauss-Kahn jest wolny. Może jeździć, gdzie chce, robić, co chce, jeść, co chce. Jeśli chodzi o to ostatnie, nie zachowuje się jak Gargantua. „Le Parisien” (25 sierpnia) podał, że zamknięcie sprawy DSK uczcił w małej restauracji włoskiej, zamawiając skromne dania nieprzekraczające ceny 20 euro na osobę. Wyjątkiem było wino za 800 dol. Wynika z tego, że wolałbym się z DSK napić, niż dzielić jego posiłek. Jednocześnie fakt, że DSK jest wolny, nie oznacza wcale, że jest niewinny.

Prokurator Cyrus Vance zrezygnował z postawienia DSK przed sądem uważając, że sam ma wątpliwości, które nie pozwalają mu ścigać oskarżonego z „w pełni uzasadnionym racjonalnym przekonaniu o winie”. Skoro zaś nie ma takiego przekonania prokurator, nie może go mieć i obywatelskie jury. Jego zwoływanie byłoby więc stratą czasu i pieniędzy. Tej logice rozumowania nie da się zaprzeczyć. Kwestia, co stało się naprawdę, kto był winny, gdzie jest kłamstwo, a gdzie oszczerstwo, przestaje mieć znaczenie, chociaż wielu prostakom, w tym niżej podpisanemu, wydawało się, że to jest najważniejsze.

Winny czy niewinny, uwolniony moralnie czy proceduralnie, wraca DSK do Francji. I tutaj dopiero rozpoczyna się kolejna łamigłówka. Czy powinien się włączyć w życie polityczne Republiki? 25 sierpnia 53 proc. Francuzów powiedziało, że nie. Poprzedniego dnia niemal tyle samo było na tak. Naprawdę nie można z tego wysnuć jakichkolwiek racjonalnych wniosków.

Załóżmy jednak, że sam DSK nie wystartuje. Komu udzieli swojego poparcia? A dalej: czy to poparcie wspomoże rzeczywiście popieranego, czy będzie dla niego pocałunkiem Judasza? Wina czy niewinność mogłyby w tym względzie rozstrzygnąć.

Polityka 36.2011 (2823) z dnia 31.08.2011; Felietony; s. 89
Reklama