Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Armia chudnie w oczach

Rekordowo dużo odejść z wojska

Żołnierze chcą awansować, więcej zarabiać i mieć zapewnione stabilne widoki na emeryturę. Żołnierze chcą awansować, więcej zarabiać i mieć zapewnione stabilne widoki na emeryturę. Marcin Piasecki / Forum
Na emeryturę chce w tym roku przejść 7 tysięcy żołnierzy – najwięcej w III RP. To tak, jakby nagle zniknął jeden rodzaj sił zbrojnych. Odchodzący są zmęczeni atmosferą w pracy, boją się o swoje emerytury, wypalili się zawodowo, albo nie mogą doczekać się awansu.

Ponad siedem tysięcy wniosków o odejścia na emeryturę to rekord w 20-letniej historii Wojska Polskiego. A fala odejść jeszcze się nie skończyła - mamy wrzesień - a do końca roku mogą nastąpić kolejne.

Tak źle jeszcze nie było. W 2010, kiedy odeszło 5,5 tysiąca żołnierzy, w armii bito na alarm. Pierwsza fala odejść pojawiła się w 2007 roku, kiedy politycy zaczęli mówić o reformie wojskowego systemu emerytalnego. Odeszło wówczas 4,5 tys. żołnierzy. Rok później 3,6 tys., a w 2009 r. - 3 tys. Wydawało się, że sytuacja jest opanowana. Jednak znów pojawił się temat reformy emerytur i statystyka poszła w górę.

Walka o przetrwanie
Mirek ma 42 lata. Do 31 sierpnia był żołnierzem 1 Dywizji im. Tadeusza Kościuszki w Legionowie. Dzień później dywizja oficjalnie została rozwiązana. Żołnierze zaczęli żartować, że zaczynają kampanię wrześniową. Walka, jak zawsze, toczy się o przetrwanie. A konkretnie o etaty.

O rozwiązaniu dywizji mówiło się już od kilku lat. W styczniu 2011 roku były minister obrony narodowej Bogdan Klich przypieczętował jej los. Kto sprytniejszy i lepiej ustawiony, załatwił sobie etaty w Sztabie Generalnym, Dowództwie Operacyjnym Sił Zbrojnych, albo innych jednostkach w okolicy Legionowa. Reszta czekała, co zaproponuje im wojsko. Każdy żołnierz musiał dostać propozycję zatrudnienia w armii – tak mówią przepisy. Ale nie każdą musiał przyjąć. Nowe miejsca pracy trzeba było znaleźć dla ponad 2 tysięcy ludzi. A ponieważ większość polskiego wojska stacjonuje na ścianie zachodniej, propozycje z reguły dotyczyły służby w Szczecinie, Drawsku Pomorskim, Żaganiu. – Prawie nikt ich nie przyjął. Większość się odwołała. Część od razu skapitulowała i złożyła wnioski o przejście do cywila – mówi Mirek. On sam odwołał się od propozycji służenia w 12. Dywizji Zmechanizowanej w Szczecinie. – W Legionowie mam wykupione mieszkanie, żona ma tutaj pracę, dzieci - przyjaciół. Przenosiny do Szczecina to dla mnie dodatkowe koszty, rozłąka z rodziną. My też chcemy normalnie żyć – tłumaczy Mirek. Jego przełożeni są wściekli, bo wojsko ma być mobilne. A teraz okazuje się, że nikogo nie da się nigdzie przenieść.

Na emeryturkę pod górkę
Za zdecydowaną większością decyzji o odejściu ze służby kryje się obawa co do przyszłości wojskowych przywilejów emerytalnych. I system, który bardziej promuje emerytów, niż ludzi w służbie. Emerytury są ciągle indeksowane, a pensje stanęły w miejscu. Na dodatek emeryt zawsze może dorobić (na przykład w ochronie w banku). MON twierdzi, że problem zauważa i trzeba będzie zacząć dyskusję o wysokości pensji dla żołnierzy.

Z rozmów kadrowych przeprowadzonych w wojsku wynika, że niektórych żołnierzy nie zatrzymałyby nawet większe pensje. – Są zmęczeni ciągłą zawieruchą kadrową, złą atmosferą pracy, brakiem perspektyw – mówi jeden z oficerów wychowawczych, którzy analizują nastroje w armii. Żołnierze, szczególnie podoficerowie, są też rozczarowani mocno ograniczonymi możliwościami awansu. W polskim wojsku wiele stanowisk przywiązanych jest do etatu. Jeśli ktoś lubi być strzelcem wyborowym, to jego możliwości awansu są właściwie żadne.

Zdaniem gen. Waldemara Skrzypczaka, doradcy ministra obrony, fala odejść to poważny problem, ale można tę porażkę przekuć na sukces. – Będę namawiał ministra na wykorzystanie sytuacji do poprawy struktury armii. Trzeba nam więcej szeregowych i podoficerów. Po części wypalonych ludzi nie ma co płakać. Z uzupełnieniem braków też nie ma się co śpieszyć. Zaoszczędzone pieniądze można będzie przeznaczyć na lepsze pensje dla tych, którzy naprawdę chcą służyć w armii – mówi nam Skrzypczak.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną