Kraina wiatraków powraca” – taki tytuł nosiła niedawna konferencja zorganizowana na Żuławach. Chodziło o rekonstrukcję starych wiatraków, których było tu kilkaset – służyły jako młyny i przepompownie wody.
Tytuł konferencji okazał się aż zbyt proroczy. W okolicy ma powstać 260 współczesnych wiatrowych gigantów, po 150–160 m wysokości. – Zniszczą krajobraz kulturowy Żuław – powiada Marek Opitz, prezes Klubu Nowodworskiego. Podobnego zdania jest Mieczysław Ancewicz, szefujący Stowarzyszeniu Jazowa. Jazowa sąsiaduje z ruchliwą drogą krajową Gdańsk–Warszawa – w sierpniu przeciwnicy wiatraków wyszli tu z transparentami na przejście dla pieszych.
Na przeciwnym brzegu Nogatu z wiatrakami walczy Stowarzyszenie Aktywności Społecznej im. Tadeusza Reytana, któremu przewodzi Waldemar Badeński (rodzinna firma pszczelarska). – Bo czujemy się jak Reytan, co kładł się na progu i rozrywał koszulę – objaśnia Mirosław Januszaniec (rolnik, ponad 100 ha). Budzyński dodaje, że chodzi o symbol nieugiętej walki i odwagi cywilnej.
Wojen o wiatraki rozgrywa się dziś w Polsce około dwustu, choć wieże ze śmigłami nie są jeszcze u nas tak natrętnym elementem krajobrazu jak w Europie Zachodniej. Moc wszystkich polskich wiatraków wynosi około 1,5 tys. MW; najwięcej zbudowano ich w Zachodniopomorskiem i Wielkopolskiem. Przy europejskich potentatach jesteśmy karzełkiem. Niemcy dysponują 25,7 tys. MW z wiatru, Hiszpania – 19 tys. MW. Ale do 2020 r. – według prognoz Polskiego Stowarzyszenia Elektrowni Wiatrowych, skupiającego firmy tej branży i lobbującego na jej rzecz – ta łączna moc ma wzrosnąć w Polsce do 13 tys.