Kilka minut przed ogłoszeniem wyników wyborów kandydujący z list Ruchu Palikota dziennikarz muzyczny Rober Leszczyński prosił kandydatów zebranych w Reducie Banku Polskiego, by uśmiechali się do kamer i byli dla dziennikarzy bardzo mili. „Pokażą was wszystkie telewizje w Polsce, Europie i świecie – mówił. – Bo tu jest dziś centrum wydarzeń”.
Wiadomo było, że po wielkiej sali kręcą się przyszli posłowie. Dziennikarze próbowali ich wyłowić z tłumu, ale było to trudne, bo ich nazwiska i twarze są dotąd nieznane. Ktoś rozpoznał byłego księdza z Łodzi, przysadzistą szatynkę w okularach po transformacji płciowej i dziennikarza „Nie” z Warszawy. Większość ujawniła się dopiero wtedy, gdy Palikot kazał im unieść rękę w górę i przysiąc, że będą służyć idei nowoczesnego, świeckiego, obywatelskiego i społecznego państwa. Gdy las rąk uniósł się w górę, Janusz Palikot uśmiechnął się ze sceny: „To jest lud Palikota – powiedział – Polska ich jeszcze nie zna. Ale wkrótce pozna”.
Kandydat do usług
W ubiegłym roku Lucjan Masłowiec pierwszy raz w życiu zobaczył polski Sejm, ale tylko z wierzchu. Stało się to dzięki Januszowi Palikotowi, który wezwał go z Krakowa, by zaprotestował przeciwko wojnie w Afganistanie. Spod pomnika polskiego państwa podziemnego widać było tylko mało imponujący kawałek rotundy i szklane sklepienia sali plenarnej. Tym, którzy nigdy nie byli wewnątrz, Janusz tłumaczył, że tam jest bagno, dno i upadek. Wtedy Lucjan poczuł, że trzeba wejść do środka i wszystko zmienić.
– Chcę zastąpić ludzi, którzy siedzą tam od 20 lat i nie są w stanie rozwiązać naszych problemów – mówi 34-letni Masłowiec.