Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Nieczystości rzucane na szaniec

W Gdańsku, w Empiku kupiłem „Polski Szaniec” z podtytułem „pismo narodowo-patriotyczne”, a na tylnej okładce z hasłem: „Nadchodzi czas patriotów…”. Na pierwszych stronach przedruk artykułu Antoniego Malatyńskiego z 1936 r. Staroć 75-letnia, jednak czołowe miejsce i nadtytuł „myśl polityczna” nadaje jej charakter programowy. Cóż głosi Malatyński? „Wielka Polska to panowanie wyłączne w Rzeczypospolitej krwi polskiej. Musi to być znów krew rdzennie polska, a więc nie jakiś bliżej nieokreślony i niewyraźny stop. Ta sama krew, która płynęła w żyłach Piastów, plemienna krew Polan, czysta krew słowiańska (…). I ziemi również posiadamy za mało, stanowczo za mało. Obszar zawarty dzisiejszymi granicami Rzeczypospolitej nie daje nam zupełnie warunków dla większego rozwoju liczebnego, jest zupełnie niewystarczającym (…). Dlatego obszar ziemi poddany uprawie polskiego pługa i broniony przez polski miecz musi być powiększony. Mowa polska musi szerzej rozbrzmiewać. Chorągiew biało-czerwona musi sięgać dalej…”.

W pierwszej chwili chciałoby się powiedzieć, że tekst ten jest jedynie dowodem, co w końcu nie stanowi żadnej rewelacji, że i w okresie międzywojennym nie brakowało w Polsce oszołomów. Niestety, na następnych stronach współcześni publicyści „Polskiego Szańca” podejmują przesłanie praszczura. Pisze oto niejaki Paweł Rogowski o zajęciu Zaolzia w 1938 r.: „Niestety radość Polaków nie trwała długo – już wkrótce miała wybuchnąć II wojna światowa, która na kilka lat »pogodziła« Polaków i Czechów, odsuwając na dalszy plan kwestie przynależności terytorialnej Zaolzia. Po II wojnie światowej Józef Stalin »potwierdził« werdykt Rady Ambasadorów z 1920 r. i Zaolzie znalazło się poza granicami Polski.

Polityka 43.2011 (2830) z dnia 19.10.2011; Felietony; s. 104
Reklama