Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Dwie panie G.

Jak panie Gosiewskie trafiły do parlamentu

Po swoim pierwszym spektakularnym zwycięstwie wyborczym Beata Gosiewska jest trochę rozczarowana, że jej formacja nie wygrała w cuglach. Po swoim pierwszym spektakularnym zwycięstwie wyborczym Beata Gosiewska jest trochę rozczarowana, że jej formacja nie wygrała w cuglach. Piotr Polak / PAP
Na Wiejskiej spotkają się: pierwsza żona zmarłego tragicznie polityka Przemysława Gosiewskiego, Małgorzata Gosiewska – w Sejmie, oraz druga żona, Beata Gosiewska – w Senacie. Obie z PiS. Jak tam trafiły?
Polityczną karierę Małgorzata Gosiewska rozpoczynała w gdańskim NZS, a po zalegalizowaniu Solidarności dostała pracę w Komisji Krajowej w Gdańsku.Piotr Bławicki/East News Polityczną karierę Małgorzata Gosiewska rozpoczynała w gdańskim NZS, a po zalegalizowaniu Solidarności dostała pracę w Komisji Krajowej w Gdańsku.

Beata

Senator Beata Gosiewska mówi, że nie chciała żyć z piętnem wdowy smoleńskiej. I temu zawdzięcza swój sukces wyborczy. – Moi kontrkandydaci sugerowali, że na śmierci męża próbuję zbić kapitał polityczny – tłumaczy. – Musiałam im pokazać, że mam doświadczenie, znam się na rzeczy, bo przez 10 lat pomagałam mężowi w jego pracy. Tylko po co jej ta polityka?

Bo bardzo cierpi, jest zraniona i brakuje jej męża – mówi jej znajoma. – Nie może pogodzić się z tym, że umarł w tak okropnych okolicznościach i powoli odchodzi pamięć o nim.

Na pytanie, kiedy weszła do polityki, Beata Gosiewska odpowiada, że w 1997 r., gdy poznała swojego przyszłego męża Przemysława Gosiewskiego. Choć jeszcze wtedy o tym nie wiedziała. Pamięta, że na pierwsze spotkanie się spóźnił, bo walczył o poselski mandat na Podlasiu. Niestety, przegrał, choć AWS, z którego startował, odniósł swój pierwszy i jedyny wielki wyborczy sukces.

Oko w oko z polityką Beata Gosiewska stanęła rok później pod Halą Mirowską w Warszawie, blisko bloku, w którym mieszkali. Stała na chodniku, rozdając ulotki Przemka, zupełnie nieznanego sekretarza z zapomnianego Porozumienia Centrum, który startował do sejmiku mazowieckiego.

To była nasza pierwsza wspólna kampania – mówi Beata. Zapamiętała, że mąż z wielką łatwością wchodził nawet we wrogi tłum, próbując rozmawiać z ludźmi, którzy wykrzykiwali te wszystkie inwektywy pod adresem polityków. Kto się boi ludzi, nie powinien być politykiem – powtarzał jej wtedy.

Polityka 44.2011 (2831) z dnia 26.10.2011; Coś z życia; s. 88
Oryginalny tytuł tekstu: "Dwie panie G."
Reklama