Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Powrót hipotezy

Zwrot w sprawie Olewnika?

Czy w sprawie porwania Krzysztofa Olewnika doszło do kolejnego przełomu? Jeszcze nie, ale śledczy wracają do korzeni, czyli do pierwszej wersji przyjętej przez ich poprzedników w 2001 r. Sprawdzają, czy porwanie w rzeczywistości było samouprowadzniem.

Prokurator z gdańskiej Prokuratury Apelacyjnej w asyście policjantów dokonał przeszukania domów Ewy i Włodzimierza Olewników oraz ich córek. Zabezpieczono m. in. listy i nagrania rozmów telefonicznych z porywaczami (za każdym połączeniem bandyci odtwarzali nagrany na kasecie głos Krzysztofa). Według rzecznika gdańskiej prokuratury, w tej sprawie pojawiło się tyle niejasności i sprzecznych zeznań, że uprawnione jest zbadanie od nowa uznanej kiedyś za skompromitowaną hipotezy o sfingowaniu porwania.

Przypomnijmy, syna biznesmena z branży mięsnej uprowadzono w nocy 26 października 2001 r. z jego domu w Drobinie. Kilka godzin wcześniej odbył się tam towarzyski grill z udziałem głównie płockich i sierpeckich policjantów. Włodzimierz Olewnik dość mętnie wyjaśniał potem, że imprezę zorganizował, aby przeprosić pewnego funkcjonariusza drogówki obrażonego przez jego syna. Ale żaden policjant z drogówki na spotkanie przy wódce i kiełbaskach nie dotarł. Dopiero po dwóch latach rodzina Olewników przekazała porywaczom okup. Niecałe sześć tygodni później Krzysztof został zamordowany. Jego ciało znaleziono po kolejnych trzech latach.

Wersja o samouprowadzeniu była jedną z kilku poważnie rozważanych przez policjantów i prokuratorów z Płocka, Radomia i Warszawy, którzy w pierwszych po porwaniu latach badali sprawę. Pojawiali się świadkowie, którzy twierdzili, że po 26 października 2001 r. widzieli Krzysztofa w różnych miejscach Polski, a nawet w Berlinie, całego i zdrowego. Nasuwał się też motyw – zemsta na ojcu za złe traktowanie i próba wyciagnięcia od niego pieniędzy. Podejrzewano, że niektórzy członkowie rodziny pomagali Krzysztofowi w jego planie (jeden ze szwagrów i jedna z sióstr).

Reklama